Rzecz o mym wegetarianizmie, czyli jak katuję dzieci sałatą


Kilka dni temu na youtubie pojawił się film, w którym 5-letni brazylijski chłopiec, dowiedziawszy się, że ośmiornica, którą mama położyła mu na talerzu kiedyś żyła (a nie jest sztuczna jak mniemał), odmawia jej zjedzenia. Wymienia po kolei różne zwierzęta i oświadcza, że nie chce iść jeść bo zbyt je lubi.

Część osób sugeruje, że film jest wyreżyserowany. Nie sądzę żeby tak było, moim zdaniem jest spontaniczny i z życia wzięty i mama nie miała pojęcia jak rozmowa rozwinie się, ot: filmowała jedzącego malucha. Zresztą, nie ma żadnego znaczenia, czy Luiz Antonio jest aktorem czy nie.

Faktem jest, że istnieją dzieci, które odczuwają w stosunku do zwierząt tego rodzaju wrażliwość i empatię, która nie pozwala im ich jeść. Współodczuwanie ze zwierzęciem jest tak silne, a wyobraźnia tak bujna, że świadomość że miałoby się je zjeść bardzo ciąży.  Ja też byłam takim dzieckiem. Jednak moich czasach nie było youtuba, mama nie kręciła filmów „małej nishki jedzącej obiadek” i nadal kładła mi na talerz gołąbki, a ja mimo że czułam, że nie chcę jeść kogoś, kto codziennie przylatuje na mój parapet, posłusznie go pochłaniałam…

Wegetarianką zostałam dopiero, gdy poczułam się już bardzo dorosła, czyli gdy skończyłam 17 lat. Teraz mam 32 lata i nadal nie jem mięsa, żyję i mam się całkiem nieźle.

Nie twierdzę, że ludzie, którzy jedzą mięso, mają „gorszy” kontakt ze zwierzętami. Zresztą wielu wegetarian wcale nie odczuwa „więzi z czworonogami”  i to inne pobudki skłoniły ich do diety. Znajoma, która mieszka z kilkoma psami i ma wielkie serce do wszystkich innych czworonogów, powiedziała mi, że dopuszcza myśl, że mogłaby kiedyś, np. w ramach eksperymentu kulinarnego, zjeść psa (choć nie swojego 🙂

Słowem, co osoba to oddzielna historia. Tak się składa, że mi blisko jest do tego brazylijskiego chłopca. Mięsa nie jem od 15 lat, co oznacza, że nie jadłam go również podczas ciąży i karmienia piersią.

Niedawno natknęłam się na artykuł w Natemat, którego tytuł i lead krzyczały:

Dzieci dręczone sałatą. Rodzicu! Nie katuj dziecka swoją wegańską i wegetariańską dietą! (…)Eksperci nie mają wątpliwości: przymuszanie dzieci do swoich diet albo stosowanie ich w ciąży może być tragiczne w skutkach.

Argh.

Nieważne na jakiej diecie jest dziecko: wegetariańskiej, wegańskiej czy mięsnej: ważne, żeby nie zabrakło w niej żadnych potrzebnych mu do rozwoju składników odżywczych, żeby była pełnowartościowa, zdrowa a najlepiej jeszcze smaczna.

Jeżeli dieta dziecka wegetariańskiego polega na wyłączeniu z obiadu kotleta, w efekcie czego na talerzu zostają tylko ziemniaki i surówka, to słaby to wegetarianizm. I odwrotnie: jeżeli dieta dziecka niewegetariańskiego opiera się przede wszystkim na hamburgerach i kurczakach to bieda, panie, bieda..

Dieta dziecka (ale nie tylko) powinna być dietą świadomą, WRÓĆ. (dieta nie ma świadomości!!! ) Człowiek powinien być świadomy swojej diety, w myśl zasady WIESZ, CO JESZ. Ktoś, kto bez żenady pochłania, albo co gorsza podaje dziecku, produkty zawierające glutaminian sodu, który nie dość, że wyjątkowo sprzyja nawadze i otyłości, to – jak wykazały badania na szczurach- wywołuje trwałe uszkodzenia mózgu i siatkówki oka, powinien stuknąć się w główkę i przemyśleć jeszcze raz, co w sklepie wrzuca do wózka. Z drugiej strony, wyraźnie podają: badania na szczurach, „czy moje dziecko to szczur?”, zapytać może ktoś..

Moje dzieci są semiwegetariańskie, czyli jedzą ryby i drób. Pierwsza córka była wegetarianką przez pierwsze 3 lata życia. Potem jednak, czyli w momencie gdy oddałam ją pod skrzydła przedszkola,  z różnych powodów, zwłaszcza z lenistwa i wygody – poddałam się i włączyłam do jej diety białe mięso. Dieta wegetariańska wymaga więcej zaangażowania, jadłospisowego kombinowania i gdzieś z tyłu głowy ma się ten lęk, czy dzisiejsze menu było pełnowartościowe, czy nie zabrakło białka itd. Gdyby w moim mieście były przedszkola i szkoły dla wegetariańskich dzieci, na pewno posłałabym tam swoje córki i problem zostałby rozwiązany. A tak, noszenie do przedszkola swojego jedzenia, wyczerpywało cierpliwość moją i jak podejrzewam pań przedszkolanek.

Średnio 8 na 10 osób, dowiedziawszy się, że nie jem mięsa, pyta mnie: A CO TY JESZ?!
Wokół mojego domu rośnie dużo trawy. Popieprzona smakuje całkiem nieźle, polecam!

Komentarze: