Tylko szczęśliwy człowiek może wychować szczęśliwe dziecko – rozmowa z psychoterapeutą Robertem Rutkowskim

O tym, jak wychować szczęśliwe dziecko i samemu być szczęśliwym opowiada mi Robert Rutkowski, ceniony psychoterapeuta i bardzo ciekawy rozmówca.

Robert Rutkowskicertyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień. Od 23 lat prowadzi w Warszawie prywatny Gabinet Psychoterapii i Rozwoju Osobistego. Pomaga osobom w kryzysach zawodowych, rodzinnych oraz mającym problemy z uzależnieniami od substancji i zachowań ryzykownych. Wykładowca na Uniwersytetem Medycznym, Uniwersytecie Warszawskim, SWPS oraz Akademii Psychologii Przywództwa Jacka Santorskiego.


Nishka: Młodzi rozmówcy Sherry Turkle, profesor socjologii, badającej zjawisko społecznej samotności zwierzali się jej, że chcieliby, by pewnego dnia nowsza wersja Siri: pomocniczej aplikacji na Iphona była jak przyjaciel, który wysłucha, gdy inni nie słuchają.

Robert Rutkowski: Żeby wysłuchała aplikacja? Chcąc to skomentować, nie sposób nie odnieść się do tego, jak to brzmi. A brzmi to makabrycznie. Potraktowanie aplikacji jako powiernika, spowiednika, przyjaciela wydaje nam się abstrakcją.

Mnie również nie mieści się to w głowie, bo jestem przyzwyczajony do tego, że wypełniać mnie może tylko inny człowiek, w myśl wschodniej maksymy, mówiącej, że potwierdzeniem nas samych może być tylko drugi człowiek, doświadczany bezpośrednio.

Jednak mimo, że mam z tym kłopot, nie zamykam się. 20 lat temu nie wyobrażałem sobie, że będę prowadził sesję z moimi pacjentami przez skejpa. Pół godziny temu zakończyłem sesję z moją pacjentką z Dublina. Rano miałem sesję z pacjentem ze Sztokholmu. Tak więc coś, co dziś nie mieści nam się w głowach, niekoniecznie nie musi się wkrótce stać.

Wracając do osamotnienia społecznego, o którym Pani wspomniała, przypomina mi się sentencja, którą Paul Carvel, belgijski pisarz, wypowiedział a propos internetu:

„Nieograniczona komunikacja. Nieograniczona izolacja.”.

Maksymalna komunikacja: możemy komunikować się ze sobą, gdziekolwiek jesteśmy. Może stoję teraz na szczycie góry? Albo płynę statkiem? Gdziekolwiek jestem, mogę mieć łączność z całym światem. Ale, idąc dalej tokiem myślenia Carvela: czy czujemy się w związku z tym mniej wyobcowani? Czy zmniejszyła się ilość osób chorób na depresję? Czy mniej osób popełnia samobójstwo? Jeżeli poszperamy w źródłach, statystykach, to się zasępimy, bo dane wyglądają mało optymistyczne. Osób z poczuciem osamotnienia i cierpiących jest coraz więcej. Nieograniczona komunikacja staje się też nieograniczoną izolacją…

N: Heidegger porównał istnienie do jednoosobowej łódki, którą możemy przepłynąć tylko sami. I dopiero zaakceptowanie naszej egzystencjalnej samotności może sprawić, że będziemy mogli poznać siebie i wejść w autentyczne relacje z innymi ludźmi. Współcześni ludzie chyba nie potrafią być sami, ciągle chcą mieć wirtualne towarzystwo, np. na fejsbuku. Nie umieją być sami, a przez to są jeszcze bardziej samotni?

Zgadzam się. Coraz mniej osób potrafi wybrać sobie akwen, przez który mogliby samotnie przepłynąć swoją łódką i wejrzeć w głąb samego siebie. Mam teraz przed oczyma podróżników, płynących na samotne rejsy statkiem, kajakiem lub wyruszających w góry. Oczywiście to metafora, bo taka samotna podróż nie jest dostępna dla wielu śmiertelników. Jednak każdy z nas można sobie taką łódkę odnaleźć, choćby w mieszkaniu. Machanie wiosłami czy obsługa stera na żaglówce to również nasze codziennie czynności: robienie zakupów, pranie bielizny, jedzenie, „obsługa samego siebie”. Każda z tych czynności jest doskonałą okazją do zetknięcia się ze swoim poczuciem osamotnienia i zasobami: swoją siłą i słabością.

N: Dzieci również coraz częściej w towarzystwie tabletów, smartfonów. Nie potrafią się nudzić, bujać w niebieskich obłokach, nieustannie muszą mieć czymś zajętą głowę.

RR: Dzieci są nieustannie narażone na bodźce: rodziców, szkołę, zabawki, gadżety. Kilka lat temu miałem okazję wizytować wiedeński program dotyczących pracy z młodzieżą i dziećmi. Austriacy zaprosili nas do przedszkola, w którym zrobiono eksperyment. Jednak najpierw proszę sobie wyobrazić, jak wyglądają współczesne pokoje dziecięce. Gdy tam wchodzisz, dostajesz oczopląsu. Mnóstwo zabawek, gadżetów, kakofonia bodźców wizualnych i dźwiękowych w postaci dzwoneczków, brzęczyków, muzyki elektronicznej, wywołujących u rodziców szał. A pomyślmy, jakie reakcje wywołują w głowie dziecka. Dziecko w takim pokoju jest przebodźcowane. W przedszkolach jest podobnie. „Dobre” przedszkole musi mieć mnóstwo zabawek.

I nagle Austriacy wyrzucają wszystkie zabawki, ogołacają salę i zostawiają około 20 dzieciaków w kompletnie pustym pokoju. My, eksperci, mądrale z całej Europy, stoimy za weneckim lustrem i przyglądamy się czemuś niebywałemu. Te dzieciaki przez pierwsze kilka minut są niczym wolne elektrony, bezwiednie chodzące po tym pomieszczeniu, potykające się o siebie, kompletnie nie zwracające na siebie uwagi. Bezradne, opuszczone, zagubione. Czują się źle, dotychczas były przyzwyczajone do tego, że miały w zasięgu wzroku i rąk dużo zabawek. Pamiętam, że chciało się wskoczyć tam przez to lustro, przytulić je, dać im zabawkę i pocieszyć: masz, pobaw się, głowa do góry. 

Po czym nagle następuje moment przełomowy: dzieci zaczynają dostrzegać inne dzieci. Zauważają się, zaczynają siebie dotykać, łapią się, uśmiechają. To było nieprawdopodobne i piękne. Zaczynają konstruować wspólne czynności, bawić się, zajmować się sobą. Została mi w głowie myśl, że stworzenie przestrzeni, zabranie bodźców, może człowieka, nawet takiego 2-3-letniego uwolnić w jego inwencji twórczej. A co, jeżeli będzie ciągle, nieustannie narażone na te bodźce?

N: Smartfony. Kiedyś zastanawialiśmy się, co można dzięki nim zrobić. Dziś chyba łatwiej wymienić, czego NIE można z nimi zrobić. Na konferencji „Młodzież 2.0” organizowanej przez NASK i Wyższą Szkołę Społeczną Pedagogium, na której poznaliśmy się i uczestniczyliśmy w panelu dyskusyjnym, bardzo ciekawie opowiadał Pan o tym, jak współczesne urządzenia wpływają na ludzi.

RR: Smartfon jak w soczewce skupia bardzo wiele narzędzi, do tej pory dostępnych niezależnie od siebie. Możemy z nim robić wszystko: rozmawiać, czytać, grać, słuchać muzykę, oglądać telewizję, słuchać radia, przeglądać mapy, płacić, a nawet uprawiać seks, jak ktoś ma ochotę na taka plastikową formę tej czynności. Nie można tylko rozmnażać się przez smartfona i jeść przez smartfona, choć można już zamówić przezeń jedzenie..

Wynikają z tego pewnego rodzaju zagrożenia czysto fizjologiczne. Kiedyś, dawno temu nie istniały problemy z otyłością, depresją, uzależnieniami i zaburzeniami. Dlaczego? Bo była okazja się poruszać. Aktywność fizyczna była na przykład związana z tym, że trzeba było napić się wody i ruszyć w kilkusetmetrową podróż po wodę. Co teraz robimy? Nic, podniesiemy się, przejdziemy kilka metrów i mamy wodę z kranu. Podobnie było z jedzeniem. Trzeba było coś upolować. To wszystko odpadło, wszystko mamy dziś na wyciągnięcie ręki. Człowiek przestał się ruszać: wsiada do samochodu lub autobusu. Fizyczność u człowieka siadła. A jeżeli siadła fizyczność to zaburzeniu uległo funkcjonowanie na poziomie biologicznym.

Przyjrzyjmy się temu. Gdy człowiek jest w trudnej, stresowej sytuacji jego mózg zaczyna produkować adrenalinę i kortyzol. Te tzw. hormony stresu pomagają mu przetrwać. Napinają mięśnie i podnoszą poziom aktywności, dzięki czemu stykając się z przeciwnikiem ma siłę, by z nim walczyć lub skutecznie od niego uciec. Oprócz tego zagęszczają krew, dzięki czemu jeżeli w trakcie walki przeciwnik lub dziki zwierz rani nas pazurem to nie wykrwawimy się. Natura tak fantastycznie nas zaopatrzyła w umiejętność przetrwania…

Co dzieje się dziś? Współczesny człowiek narażony jest na ogromną ilość stresu: w pracy, szkole, na ulicy, w samochodzie, w internecie, przed telewizorem itd. Jego krew jest nieustannie zagęszczona, hormony stresu działają intensywnie. Jednak człowiek nie ma możliwości spalenia tego, bo jest niczym uśpiony niedźwiedź. Siedzi z telefonem, czyta te straszne informacje i doniesienia,  ale w żadne sposób nie spala tej nagromadzonej i skumulowanej. Dlaczego? Bo się nie rusza. Ciągle jest w trybie „stand by”.

Nishka: W szkole mojej młodszej córki dzieci zgłaszały pomysły na „dobrą szkołę” i jeden z chłopców zasugerował, żeby zbudować w szkole windę, żeby dzieci nie musiały wchodzić pieszo na pierwsze piętro.

RR: (śmiech) Widzi Pani, chełpimy się rozwojem cywilizacji, a ona jest naszym katem. Człowiek jest z gruntu leniwy. Wymyślamy to wszystko, żeby się nie ruszać.

Niespalenie, czyli niespocenie się, kumulowanie tej energii powoduje uszkodzenie komórek odpowiedzialnych za pracę serca, żołądka i mógłbym tak długo wymieniać. Stan czuwania, czyli „standby”, i brak ruchu powodują ciągłe zmęczenie organizmu. Dla organizmu niezwykle ważny jest wypoczynek – danie szansy naszemu organizmowi zregenerowania się po ciężkim dniu ciągłej aktywności psychicznej i fizycznej. Bo aktywność psychiczna również wiąże się z napięciem mięśni i ścięgien. Zestresowane osoby mają bardzo zesztywniałe karki.

N: Ruch jest absolutnie niezbędny dla zachowania formy psychicznej i fizycznej?

RR: Oczywiście, przede wszystkim psychicznej. Warto uczyć się od biznesu. Współczesna „moda na ruch” dotarła do nas, zwykłych śmiertelników, od biznesu. Pierwszymi miejscami, w których pojawiły się siłownie były korporacje amerykańskie. Oni pierwsi wiedzieli, jak ważne jest spalenie złej energii wynikającej ze stresu, i że gdy już się ją spali, człowiek jest szczęśliwszy, zdrowszy, wydajniejszy, nie choruje, więc nie chodzi na chorobowe…,  ma dobry nastrój, więc nie wpada w żadne uzależnienia, nie bierze narkotyków.

Ruch to życie. Człowiek, który się nie rusza, nie żyje.

N: Biegam. I wiem, że jakkolwiek źle bym się czuła psychicznie czy też fizycznie, to nie ma nic lepszego na troski niż przebiegnięcie kilku kilometrów lub popływanie na basenie.

RR: Otóż to. Wracając do smartfonów i tych wszystkich zabawek, to ich cholerną cechą jest to, że mają doskonałą jakość obrazu, co jest wywołane tym, że ich ekrany wyposażone są w miliony pikseli, niezwykle jasnych punktów, które bombardują gałkę oczną bodźcami.

Warto wiedzieć o tym, że melatonina: hormon wydzielany przez szyszynkę, odpowiedzialny jest za zachęcanie człowieka do włączenia procedury snu, aby w ciągu nocy się regenerować. Nie jest wydzielany, nie pojawia się w naszym krwiobiegu w momencie, kiedy wokół nas występuje światło dzienne.

Natura tak to sprawnie wymyśliła, że zapewnia człowiekowi podczas każdej doby kilka godzin ciemności, tak by mógł zregenerować się. Od dawien dawna wiadomo, że człowiek najlepiej wypoczywa między godziną 22 a 2 w nocy. To cztery godziny najefektywniejszego snu. Dlaczego? Bo w tym przedziale czasowym zawsze, bez względu na porę roku jest ciemno, tzw. egipska ciemność i przypada szczyt produkcji melatoniny.

Niestety człowiek wymyślił sobie światło sztuczne, przy którym melatonina również nie wydziela się. Jeżeli np. ktoś nie ma w sypialni żaluzji, za to obok domu latarnię, która wali snopem światła po suficie, to jakość snu spada o kilkanaście procent. Człowiek nie był „przewidziany” do spania w jasności.

Warto wiedzieć, że odczuwamy bodźce świetlne również przez powieki. Osoby, które w samolotach czy pociągach nakładają opaski na oczy mają wielokrotnie bardziej efektywną i regenerującą drzemkę od osób, które mają wyłącznie zamknięte powieki.

N: A więc smartfon dlatego jest zagrożeniem, bo korzystamy z niego zwykle między 22 a 2 w nocy, zamiast spać?

RR: Nie jest problemem korzystanie z telewizora, smartfona czy komputera. Problemem jest niedanie sobie czasu na wygaszenie tych bodźców w naszym mózgu.

Gdy chcemy „włączyć funkcję” snu to zwykle tym nawykiem, „enterem” pt: „odpal aplikację SEN” jest położenie głowy na poduszkę. Zdecydowana większość moich pacjentów, którzy przychodzą do mnie ze swoimi lękami, zaburzeniami, paranojami, uzależnieniami, dysfunkcjami związanymi z aktywnością seksualną, 15 sekund przed tym zanim położy głowę na poduszkę „by odpalić funkcję sen”, trzyma w ręku jakieś urządzenie: smartfon, tablet czy komputera.

N: Jestem przekonana, że większość osób ostatnia rzeczą, którą robi jest odłożenie telefonu! Ja zwykle też….Ale skończę z tym.

RR: To prowadzi do tego, że skracamy sobie sen co najmniej o godzinę. Nie dajemy swojemu zmęczonemu i przebodźcowanemu mózgowi odpocząć. Nawet gdy zasypiamy to nasz mózg nadal pracuje na wysokich obrotach i potrzebuje co najmniej godziny, żeby się wyciszyć. Krótko mówiąc: jeżeli zależy nam na zdrowiu: nie patrzmy w ekran na godzinę przed zaśnięciem oraz zadbajmy o to, by w nocy w sypialni panowała ciemność.

Nishka: Jest Pan psychoterapeutą uzależnień. Czy przychodzą do Pana osoby uzależnione od internetu?

Jestem przeciwnikiem mówienia o „uzależnieniu od internetu”, bo to jest zbyt duże uogólnienie. W słowie internet zawiera się mnóstwo możliwości: to portale, słowniki, sklepy, przelewy bankowe, poczta, wszystko.

Człowiek nie uzależnia się od internetu ani urządzeń. Człowiek uzależnia się od pewnych funkcji, które internet lub urządzenia niosą za sobą.

Współcześnie kontakt z internetem jest już niezbędny, trudno z nim walczyć i eliminować go, to byłaby głupota. Natomiast tym, co trzeba,  wykształcić są dobre nawyki: robienie sobie przerw, aktywność fizyczna.

Wielu z nas, dorosłych lubi wylewać dziecko z kąpielą. I jeżeli coś jest zagrożeniem to chcemy to absolutnie eliminować i zabraniać. Podobnie z narkotykami. Ludzie rzekomo dzielą się na narkomanów i nie-narkomanów. A co z kawą? Kofeiną? Herbatą? Czekoladą? Wchodzimy w jakąś abstrakcyjną formułę, z lenistwa nie chce nam się być precyzyjnym, bo to wymaga wysiłku, więc a priori zabraniamy dzieciom wszystkiego. Do czego doszło ostatnio? Zabronili w szkole cukru. Zabrali ze sklepików wszystkie słodycze. Szkolnych obiadów nie solą. To jest paranoja.

N: Czy słyszał Pan o tym, że w szkołach pojawili się dilerzy słodyczowi? Co bardziej przedsiębiorcze dzieci kupują batoniki w zwykłym sklepie i sprzedają drożej kolegom i koleżankom w szkole.

RR: (śmiech) Cudowna rzecz, dobrze że mi Pani o tym powiedziała.

Wracając do uzależnień: wszystkie problemy, zaburzenia, uzależnienia biorą się przez grzech zaniechania, z dysfunkcji, które utrwalamy. Również choroby, zaryzykowałbym stwierdzenie, że również wszelkiego rodzaju nowotwory.

N: Podczas panelu na konferencji „Młodzież 2.0” zastanawialiśmy się nad tym, czy Internet zastąpi(ł) trzepak, rodzinę, szkołę. Czy dzieci i młodzież wolą życie wirtualne bardziej od realnego?

Większość problemów, które pojawiają się u dzieci i nastolatków biorą się w głównego grzechu, jaki popełniają nasi rodzice. Mianowicie zapominają oni, że:

tylko szczęśliwy człowiek może wychować szczęśliwe dziecko. Nie ma możliwości, żeby frustrat, ktoś niespełniony, zaniedbujący siebie mógł oczekiwać od swojego dziecka, że będzie miało udane życie. Niestety nie da się.

Najczęściej to rodzice są głównym zagrożeniem dla swoich dzieci. Nie Internet, nie narkotyki, ale lenistwo rodziców polegające na tym, że chcemy stworzyć z naszych dzieci Boga. Kompensujemy swoje nierealne marzenia o sobie samym przelewając oczekiwania na własne dziecko. Zapominamy o tym, że dziecko będzie tym, kim my jesteśmy. To my, rodzice,  jesteśmy tym naczyniem kształtującym osobowość dziecka. Jeżeli rodzic chce dziecko wychować, mówiąc kolokwialnie „na ludzi” to sam musi stać się człowiekiem. W myśl zasady: „Sam bądź zmianą, którą chcesz dostrzec we wszechświecie”.

Gruby, pijący, zdradzający żonę człowiek nie wychowa zdrowego i moralnie ukształtowanego syna. Nie ma takiej możliwości. Także, Drodzy Rodzice, zakasywać rękawy i zapierniczać do roboty. Wziąć się za siebie, a nie latać po terapeutach, psychologach, pedagogach ze swoimi dziećmi, wchodzić i mówić nam:

– Proszę je poprawić.

Siada potem przede mną w gabinecie taki dzieciak, patrzy się na mnie przerażony, zastanawiając się, co będę od niego chciał. Ja tymczasem mówię do niego:

– O czym chciałbyś mi opowiedzieć? Chętnie Cię wysłucham.

A on patrzy na mnie kompletnie zaskoczony i mówi:

– Pan chce mnie wysłuchać? Cały czas wszyscy coś do mnie mówią. Opowiadają mi jak mam żyć, co mam robić, czego mam nie robić.

Co może czuć człowiek po 15 latach takiego funkcjonowania? Człowiek, który wciąż słyszy od otoczenia: matki, ojca, nauczyciela, wuja, że jest leniem, głupkiem, nic z niego nie będzie. Co ma czuć? Wdzięczność, że został uświadomiony? Nie. Wkurwienie. A jak się czuje permanentne wkurwienie, napięcie całego ciała związane z obecnością dużej ilości kortyzolu i adrenaliny to się człowiek rozgląda za różnymi poprawiaczami nastrojów, których jest cała oferta: środków psychoaktywnych lub zachowań, które nagle dają młodemu człowiekowi poczucie frajdy, luzu, przyjemności, czyli stanu, którego do tej pory nie zaznał.

Nishka: Ten chłopiec też pewnie zwierzyłby się Sherry Turkle, że chciałby, żeby ktoś go wreszcie wysłuchał, chociażby aplikacja..

RR: Tak. My, rodzice, zamiast sami zakasać rękawy i być tą aplikacją, wolimy stworzyć aplikację, która zastąpi nasz elementarny obowiązek wobec naszych dzieci.

N: Czy jeżeli rodzic przez kilka, a nawet kilkanaście lat popełniał błędy, to czy jest nadzieje, że da się jeszcze to naprawić i odkręcić?

RR: Najpierw wersja mało optymistyczna. Koncepcja, która mówi, że człowiek najbardziej kształtuje się mając 0-5 lat i że potem już niewiele da się zdziałać. Nam dorosłym wydaje się, że jeżeli dziecko nie komunikuje się, nie otwiera buzi, nie wydaje dźwięków artykułowanych, to znaczy, że do niego nic nie dociera, że jest bezmyślną amebą. A dziecko, również to bardzo malutkie, wszystko chłonie. Tembr głosu, atmosferę jaka jest w domu, wszystko.

Teoria bardziej optymistyczna mówi, że nigdy nie jest za późno, żeby się zreflektować, żeby się okiełznać i opanować i wyłączyć coś, co w mojej branży nazywa się skryptem rodzinnym, a mówiąc dosadniej: pieprzonym skryptem rodzinnym. Tak więc rodzice, bierzcie się do roboty, bo to z Wami jest problem.

Komentarze: