Gdy dopada GNIEW na męża i dzieci – niezawodne sposoby jak sobie z nim radzić! :)

fot. Buuba

Dziś słów kilka o moich sposobach na złość i różnych rodzajach złości: tej złej i tej dobrej. 🙂

A więc LICZĘ, ale nie od 1 do 10, lecz od 20 do 1, bo podobno tak lepiej: wyciszając liczby, uspokajasz też ducha. I im więcej liczb, tym lepiej.

SPRZĄTAM – gdy dopada mnie wściekłość, lubię wyżyć swoją irytację na odkurzaczu lub mopie lub zamaszyście szorując wannę. Czasem dostaje się przedmiotom bezwładnie rozrzuconym po domu.

— Natychmiast marsz do swoich szafek i szuflad!!! – wrzeszczę do nich w furii.

Czasem też, w ramach rozładowania szewskiej pasji, idę w RUCH: biegam albo ćwiczę z Chodakowską. No dobra, żartowałam, wciąż jakoś nie mogę zmobilizować się do tego typu aktywności. Choć z drugiej strony trudno uznać za brak ruchu kilka godzin chodzenia po domu z 10 kg balastem w postaci mojego syna! Czuję, że wreszcie doczekam się upragnionych bicepsów. 😉

Czasem też WIZUALIZUJĘ sobie miły obraz osoby, która doprowadziła mnie do białej gorączki, np. przypominam sobie, jakimi rozkosznymi-i-do-schrupania-szkrabami były moje córki. Albo jakim serdecznym-i-do-rany-przyłóż-człowiekiem był kiedyś mój mąż. Albo jak wczoraj rozczulił mnie mój synuś. I wtedy, mimo, że przed oczyma mam obraz wrednej nastolatki, rozwrzeszczanego niemowlaka lub aroganckiego męża, staram się nałożyć nań obraz-wspomnienie i czasem to naprawdę działa!

Bywa też, że po prostu zwyczajnie GADAM DO SIEBIE, jednak wbrew pozorom nie jest to żaden monolog, lecz dialog, bo naprawdę mówię do osoby, która mnie rozwścieczyła. Ona wprawdzie nie wie, że jest oto odbiorcą moich treści, bo jej obok mnie nie ma, ale nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. Tę metodę miksuję często ze sposobem nr 2, czyli sprzątaniem. Wygląda to wtedy mniej więcej tak: zamaszyście w garderobie układam ubrania (a o stertę suchego prania u mnie w domu nietrudno, zawsze pod ręką) i udzielam tej osobie reprymendy, wylewając na nią cały swój żal. Po takich praktykach często nie chce mi się już powtarzać, a gniew znika. 🙂

Mogłabym na tym skończyć ten tekst i spytać o Wasze sposoby na radzenie sobie ze złością (piszcie, chętnie je poznam!), ale pomyślałam, że podzielę się jeszcze z Wami cenną wiedzą, którą STARAM SIĘ, choć nie zawsze mi wychodzi :), wprowadzać w życie.

Obrazuje ją złota myśl, która brzmi:

Grzechem nie jest gniew, a nieodpowiednie się z nim obchodzenie.

Nazwij gniew i zrozum gniew:

Moja przyjaciółka, gdy jej kilkuletni synek przybiegał do niej wściekły, NIE uspokaja go, mówiąc: „Uspokój się. Nie płacz, nie krzycz, nie złość się. Chodź, pobawisz się czymś innym”.
lecz:
— Widzę, że jesteś zdenerwowany.
— Tak!
— Jesteś zły, jesteś wściekły?
— Tak!

Tego typu rozmowy pozwalają dziecku rozpoznać emocje, nazwać je, zrozumieć, a w dalszej kolejności: radzić sobie z nimi. Więcej pisałam o tym w tekście Pozwólmy dzieciom przeżywać wszystkie emocje: i te dobre i te złe. To samo można zastosować na mężu!

Jak mądrze obchodzić się z gniewem, przedstawię na przykładzie robienia przez męża Nishce zdjęć na blog. Każdy z Was może oczywiście wstawić sobie dowolny inny przykład ze swojego życia. 🙂

Wyobraźmy więc sobie, że proszę męża, żeby zrobił mi zdjęcia i widzę, że dopada go gniew.

Najpierw pomagam mu nazwać jego gniew:

— Widzę, że jesteś bardzo zdenerwowany. Gdy na mnie zerkasz przez obiektyw, tak mocno ściskasz aparat fotograficzny, że mam wrażenie, że zaraz roztrzaskasz go na mojej głowie.
— Tak, jestem zdenerwowany!

Pomagam mu znaleźć przyczynę gniewu:

— Dlaczego jesteś zdenerwowany? Czy mam coś wspólnego z przyczyną twojego gniewu?
— Tak!

Pomagam mu nazwać przyczynę gniewu:

— Dlaczego jesteś na mnie zdenerwowany?
— Bo denerwuje mnie, że muszę ci robić te zdjęcia!

Ok, mamy to!

Gniew gniewowi nierówny:

Są różne rodzaje wyrażania gniewu i tylko jeden z nich jest właściwy. Przejrzyjmy je w napisanych specjalnie na potrzeby tej sztuki scenkach.

Tłumienie gniewu, czyli pasywne wyrażanie gniewu – ZŁY GNIEW!

Gdy proszę męża, żeby zrobił mi zdjęcia, reaguje gniewem, ale stara się go ukryć i skierować do wewnątrz. Udaje, że wszystko jest w porządku, choć siła gniewu, który stłumił, wystarczyłaby do produkcji pełnometrażowego filmu. Wieczorem zapija gniew alkoholem i zagłusza bardzo głośną muzyką lub intensywnym graniem w gry komputerowe. Na nic to: gniew nie znika, jest jedynie stłamszony. Skutkuje zwykle pojawieniem się stanów somatycznych: bólem głowy, napięciem mięśni itp. albo tak jak ogień: niewłaściwie gaszony, wybucha nagle ze zdwojoną siłą. Pewnego dnia, ni z tego, ni z owego, zabiera ze sobą kartę graficzną ze wszystkimi zdjęciami, jakie kiedykolwiek mi zrobił, wyprowadza się z domu i nigdy nie wraca.

Wybuchanie gniewem, czyli agresywne wyrażanie gniewu – ZŁY GNIEW!

—  Znowu mam ci robić zdjęcia??!!! Nie dość, że żałośnie wyglądasz w tej sukience, mogłabyś zrzucić kilka kilogramów, to jeszcze angażujesz w to MNIE! Dlaczego mam robić ci zdjęcia na ten twój durny blog? Kto niby czyta te brednie? Kto niby będzie chciał się gapić na te debilne zdjęcia?! Mogłabyś w końcu znaleźć jakieś normalne zajęcie! —  obraża, deprecjonuje, próbuje zniszczyć lub osłabić osobę, która gniew wywołała.

Pozamiatane. Albo zamknęłabym się w sobie, zamykając przy okazji blog, albo również wybuchłabym złością i chcąc się zemścić, starała się obrazić go jak najdotkliwiej: szydząc z jego pracy, osiągnięć, wyglądu itp.

Komunikowanie gniewu, czyli asertywne wyrażanie gniewu – DOBRY GNIEW!

Mamy to! Dobry gniew!

— Gniewam się, gdy prosisz mnie, żebym robił ci zdjęcia — nazywa swój gniew.—  Wkurza mnie to i denerwuje, bo jesteśmy na spacerze, przyszliśmy zrelaksować się i odpocząć od codziennych spraw, a mam wrażenie, że ty znowu myślisz o internecie. Jest mi z tego powodu przykro, bo chciałbym, żebyśmy spędzili razem trochę czasu w trybie offline —  opowiada o swoim gniewie i o tym, co go wywołało. Mówi wprost co myśli, dba o swój interes, ale jednocześnie szanuje drugą osobę. Przy okazji opowiadania o gniewie mówi o swoich oczekiwaniach, potrzebach, lękach, niepokojach.

Taki komunikat otwiera dialog, mogę się do niego odnieść i wyrazić swoje uczucia i przemyślenia. 

— Rozumiem, że masz ochotę na relaks. Mi z kolei bardzo zależy na tych zdjęciach. Lubię swój blog i chcę mieć na nim ciekawe zdjęcia. Niecodziennie podczas spaceru spotyka się w lesie prawdziwe krasnoludki, chciałabym siebie razem z nimi uwiecznić na zdjęciach. A sama sobie zdjęcia zrobić nie mogę.

— Możesz: selfie! – w takich sytuacjach zwykle wtrąca się do rozmowy któraś z córek.

— Masz rację, nie pomyślałem o tym  -—  zgadza się ze mną mąż. — Zróbmy to jednak sprawnie. Najlepiej, żebyś mi od razu powiedziała, czego konkretnie ode mnie oczekujesz, bo zwykle mam wrażenie, że sama nie wiesz, czego chcesz. Jak ostatnio fotografowaliśmy elfy, które spotkaliśmy na stacji kolejowej, byłaś cała rozdygotana i ciągle zmieniałaś koncepcję. Ale nie traćmy czasu na gadanie, robienie ci zdjęć, kochanie, będzie dla mnie zaszczytem!

Pojechałam z ostatnim zdaniem, NIGDY by tak nie powiedział. 🙂

Zostając już przy przykładzie zdjęć. Prawda jest taka, że w pewnym momencie zrozumiałam, że w kwestii robienia mi zdjęć nie dogadamy się: nie polubił tego. 🙂 Przez długi czas czułam o to do męża żal, ale w pewnym momencie zrozumiałam, że nie mogę wywierać na nim presji. Nie mogę go zmuszać do tej aktywności, natarczywie nalegać i naciskać na to. Dlatego znalazłam trzeci sposób: zlecam co jakiś zrobienie sesji na mój blog innym osobom, które to lubią i tym się trudnią i wszyscy są zadowoleni. Na przykład te występujące w dzisiejszym tekście zrobiła mi Agnieszka Dzieniszewska vel Buuba. 🙂 Wniosek: czasem warto odpuścić i jeżeli jakaś sprawa nieustannie wywołuje kłótnie i gniew, może warto znaleźć nowe rozwiązanie.

PS We wstępie zapomniałam wspomnieć o jeszcze jednym niezawodnym sposobie na moją złość: PISANIE. Od razu mi lepiej! 🙂

Komentarze: