Jak rozmawiać z czterolatkiem? O zaletach kultu bredni

Brak 3-letniego syna, nad czym ubolewałam w poprzednim tekście, rekompensuję spędzaniem czasu z niespełna 4-letnim synem mojej przyjaciółki. Czasami opiekuję się nim, gdy jest chory i nie może w związku z tym iść do przedszkola. Cytowałam już go w tekście Mamo, czy wyglądam męsko?, dziś zapraszam na kolejną porcję dialogów.

*
— Jakie masz piękne drewniane puzzle! Skąd je masz? — zachwycam się.
— Z dzieciństwa.

*
— Jesteś wróżką? — dopytuję chłopca, bo wydawało mi się, że właśnie takie sformułowanie padło z jego ust podczas zabawy.
— Nie, jestem teraz zwykłym człowiekiem.

*
Wchodzę do łazienki, chłopiec bawi się w umywalce gumowym pieskiem.
— Co robicie? — pytam.
— Ja myłem ręce, a on robił siku.
— Aha, jasne.
Po minucie wybiega z łazienki i zbulwersowany wykrzykuje:
— O nie! Obsikał mnie, popatrz, cały jestem mokry! Ja nigdy nie obsikałbym swojego przyjaciela!

*
Bawi się klockami. Nagle wstaje i zaczyna w dziwny sposób poruszać się po podłodze. Czyżby ślizgał się?

— A teraz pojeżdżę sobie trochę na łyżwach — informuje mnie i zwierzęta.

*
I to jest właśnie doskonały obraz kultu bredni, o którym pisał Tuwim (vide: W oparach absurdu). Pozwolę sobie przytoczyć fragment jeszcze raz:

„Najfantastyczniejszy kult bredni panuje wśród dzieci. Jak wiadomo, są to istoty, które w ogóle prawdy i faktycznego stanu rzeczy nie uznają. Przyjdzie taki pędrak do drugiego i zaproponuje mu, żeby został koniem – proszę! (…). Dziecko (…)  nie obejdzie się bez bajki, złudy, wymysłu i czarodziejstwa. Biada niemądrym rodzicom, którzy by swe dzieci wychować chcieli rzeczowo, logicznie, realnie, zgodnie z obecnym stanem wiedzy, prostując ich fantastyczne o świecie i otaczających przedmiotach pojęcia! Pociecha wyrośnie na kretyna, na złego, tępego kretyna. Chłopiec, któremu by zaczęto tłumaczyć, że chociaż pędzi w szparagowej uprzęży, to jednak nie jest koniem, choćby dał się przekonać, nigdy nie będzie szczęśliwy. (…) Straszne to myśli: dziecko z tzw. zdrowym rozsądkiem i trzeźwym na świat patrzeniem. Maleństwo się rodzi, po pewnym czasie zaczyna mówić – i od razu, bez przygotowania, mówi nieprawdę. To znaczy, że fantastyka jest zjawiskiem przyrodzonym. Potem dopiero głupiejemy, my smutni dorośli ludzie.”

To tak jakbym nagle zaczęła rzeczowo tłumaczyć dziecku:

— Chłopcze, co ty za opowiadasz. Jakie łyżwy? Przecież my jesteśmy w domu, a nie na lodowisku, czy tam rzece. To nie lód, to drewniana podłoga. Opamiętaj się, chłopcze.

Z pewnością wiele można mi zarzucić, ale akurat egzamin z wchodzenia w świat wyobraźni dzieci zwykle zdawałam na piątkę 😉 Niestety z moich obserwacji i podsłuchów, bo takowe lubiłam czynić np. na placach zabaw, wynika, że niestety niektórzy rodzice gotowi są nieustannie swoje dzieci na ziemię sprowadzać… Chętnie wysłucham Waszych opinii.

*
Chłopiec stoi przy oknie.

— Muszę ci coś pokazać, chodź, ale szybko! — pogania mnie.
— Jestem. Co chciałeś mi pokazać?
— Popatrz, powietrze — mówi zafascynowany patrząc w dal.

Komentarze: