Nie przejmuj się ludźmi, którzy próbują ocenić Twoje „prowadzenie się”. Od Dulskich najlepiej trzymać się z daleka.
Gdy patrzę na dzisiejszych maturzystów, myślę sobie: co za okropna młodzież! Albo się za dużo uczą: kujony, życia nie mają albo za mało: śmierdzące lenie patentowane. W głowie, to im tylko te internety i fejsbuki. Alkohole, narkotyki, snapczaty, rolki, ajfony, samsungi, nokje, ech, brak słów mi na to. Nie to, co ja. Ja, mając 19 lat i do matury podchodząc, trzymałam się od tego wszystkiego z daleka. Nawet kawy nie piłam! Spać wcześnie chodziłam, zdrowe jedzenie jadłam i hałasów unikałam.
Bo ja, mając 19 lat i do matury podchodząc, w ciąży byłam. 🙂
Podobnymi słowami częstuję Was na początku maja, co roku, od trzech lat. Dziś rozwinę ten wątek, do czego natchnęło mnie pytanie, które jakiś czas temu zadała mi znajoma. Mianowicie, jak na to że jestem brzemienną maturzystką reagowali ludzie i czy stresowała mnie myśl, że mogą mnie przez to negatywnie oceniać.
Wtedy zrozumiałam, że jestem szczęściarką, bo nie mam w sobie zaszczepionego lęku, który można zamknąć we frazie: CO LUDZIE POWIEDZĄ?!
Na maturze ciąża nie była widoczna, bo była to końcówka pierwszego trymestru, ale nawet gdyby była, nie spędzałoby mi to snu z powiek. Natomiast, gdy kilka miesięcy później, w październiku przekroczyłam próg uniwersytetu, gdzie miałam rozpocząć studia na wydziale socjologii, w totalnie zaawansowanej ciąży – bo byłam w ósmym miesiącu, myśl o tym, co powiedzą lub pomyślą ludzie zupełnie nie zaprzątała mojej głowy. I nigdy nie spotkałam się z nieuprzejmym wzrokiem ani dezaprobratą. Może dlatego, że w ogóle go nie szukałam?
Rodzice, i za to jestem im bardzo wdzięczna, owszem: z pewnością przejęli się moją ciążą, tak jak chyba wszyscy rodzice brzemiennych nastolatek. Jednak ich lęki dotyczyły przede wszystkim tego, czy poradzę sobie jako matka, czy kocham ojca dziecka i czy on odwzajemnia to uczucie (w żadnym momencie nie naciskali, że „powinnam wciąć ślub”, ważniejsze od ceremonii było dla nich to, czy będę z nim szczęśliwa), czy nie przerwę edukacji. Te perypetie opisywałam w tekście Mam 19 lat i jestem w ciąży.
Jednak zupełnie nie przejmowali się tzw. sferą obyczajową, zwaną w skrócie dylematem CO POWIEDZĄ LUDZIE. Sąsiadki, ciotki, szefowie, koleżanki, otoczenie.
Współczuję ludziom, którzy muszą się z tym mierzyć – ze świadomością, że opinia otoczenia wydającego moralne sądy na nasz temat staje się ważnym punktem odniesienia.
Nie jest tak, że opinia innych zupełnie nie jest dla mnie ważna. Jest, ale punkt ciężkości jest zupełnie gdzie indziej umiejscowiony.
NIE interesuje mnie, jak ludzie oceniają moją obyczajowość – tzw. „prowadzenie się”: to czy, z kim, kiedy i ile mam dzieci, ile zarabia mój mąż, czy rozwodzę się z mężem, czy my w ogóle mamy ślub?!, czy chodzę do kościoła, czy jem mięso, czy mam porządek na podwórku i w ogrodzie, czy moja podłoga lśni, ile kosztowały moje ubrania, czy moje córki są prymuskami – nie interesuje mnie, co ludzie myślą o tych aspektach mojego życia i jak je oceniają.
Przywiązuję natomiast wagę do tego, czy zachowałam się wobec innych fair, czy nie zawiodłam ich zaufania, czy nie sprawiłam im swoim działaniem przykrości, czy może powinnam okazać komuś więcej życzliwości lub pomocy, czy spełniłam ich oczekiwania, np. oczekiwania czytelników co do tekstu na blogu. 🙂
Wiem, że mam szczęście, bo z tego co obserwuję, wiele osób boryka się z presją, „co powiedzą inni”, bo niestety w dzieciństwie została wtłoczona im taka narracja.
Nie neguję faktu, że tacy ludzie, tzw. Panie Dulskie, istnieją i oceniają nas! Ja również czasem się z nimi stykam. Niedawno czekałam sobie w teatrze na spektakl (to było najbardziej zaskakujące, bo nie spodziewałam się, że w teatrze spotkam takie babsztyle), a obok mnie stały dwie kobiety, na oko 60-letnie.
Ubrana byłam mniej więcej tak jak na zdjęciu poniżej, przy okazji: mam nadzieję, że mój dzisiejszy outfit, w którym starałam się wystylizować na maturzystkę, wróć: podstarzałą maturzystkę, jest czytelny?! Niestety jedyne, co łączy Nishkę z 2000 i 2016 roku to ciąża.:)
Wróćmy do Dulskich: otóż zerkały na mnie i szeptały, nie zdając sobie chyba sprawy z tego, że wszystko doskonale słyszę.
– Nie mogłaby nałożyć czegoś luźnego?- spytała ziejąc jadem jedna.
– W ciąży i takie przylegające do ciała? – odparła kipiąc zgryźliwością druga.
– Wstydu nie ma. Musi ten brzuch pokazywać światu? Nie mogłaby go bardziej ukryć? Zamaskować tę ciążę?
– A kto wie, może to nawet dziecku szkodzi, wie pani? Może ono nie może oddychać? Widać, że tylko o sobie myśli, taka matka.
Wtedy nie wytrzymałam, głośno westchnęłam i posłałam im bardzo znaczące spojrzenie. Gdyby mój wzrok mógł mówić, rzekłby: „Czy mają panie problem? Czy mam wezwać ochroniarza?!”
Zirytowało mnie to ich gadanie, ale tylko dlatego, że nie znoszę, gdy ktoś wtrąca się w moje sprawy i uzurpuje sobie prawo do oceny mojego zachowania. Jednocześnie nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby brać pod uwagę opinię takich osób.
W życiu zawsze szerokim łukiem omijałam ludzi, którzy rościli sobie prawo do komentowania mojej sytuacji rodzinnej, zwyczajów, stylu życia, ubierania, światopoglądu, stanu porządku mojego domu czy podwórka, decyzji prokreacyjnych itp. I tego Wam życzę! 🙂