fot. Pikolina
Czasem warto przyjąć do wiadomości, że to do czego dążymy, jest poza zasięgiem naszych możliwości. Że szukamy czegoś, czego nigdy mieć nie będziemy.
Są piosenki, które ni z tego ni z owego emocjonalnie mnie rozbrajają. Kilka miesięcy temu pod wpływem piosenki Natalii Przybysz Dzieci malarzy napisałam tekst Mamo, tato, nic się nie stało, wybaczyłam Wam. Od kilku dni chodzi za mną utwór Say something Justina Timberlake. Słucham sobie w kółko jego nowej płyty Man of the woods, ale zwłaszcza porusza mną wspomniany utwór i ta fraza:
Maybe I’m looking for something I can’t have
Może szukam czegoś, czego nie mogę mieć. Niby takie proste i banalne, ale jak często o tym zapominamy albo raczej: nie chcemy tego przyjąć do świadomości. Środki masowego rażenia przekazu wbijają nam do głowy slogany: możesz mieć wszystko! Nie ma rzeczy niemożliwych! Nie poddawaj się! Dąż wytrwale do celu! Tymczasem czasem sztuką jest powiedzieć sobie: nie mogę tego mieć. Jest to poza zasięgiem moich możliwości. Nie nauczę się. Nie zrealizuję tego celu. Wycofuję się. Nie będę mieć w tej dyskusji zdania. Przemilczę. Jak śpiewa Timberlake:
Sometimes the greatest way to say something
Is to say NOTHING
Zmienię zdanie. Nie wiem, co na ten temat myślę. Nie mam na ten temat opinii. (współcześnie wypada mieć na wszystko wyrobioną opinię, jesteśmy ekspertami od wszystkiego: fotografii, himalaizmu, ubezpieczeń, politologii itd).
Zaakceptuję fakt że to, do czego dążę jest niemożliwe. Bo czasem determinacja zamienia się w obsesję. I dążąc do tego, czego mieć nie możemy, przestajemy widzieć to, co już mamy.
Ten tekst nie jest smutny, to nie jest tekst osoby, która się poddała, to tekst osoby, która chce się uwolnić od presji mogewszystkoizmu. 🙂 Nie dajmy sobie wmówić, że wycofanie się z jakiejś ścieżki oznacza przegraną. Konsekwencja jest przereklamowana.