Nie masz dzieci, nie masz prawa wypowiadać się o dzieciach?

fot. Pikolina Żudit

Dziś o „rodzicach” laikach. Nie mylić z lajkami. 🙂

Chciałabym dziś stanąć w obronie bezdzietnych lub dopiero spodziewających się dziecka. Dość często widzę, że gdy komentują sprawę związaną z wychowaniem dzieci dodają asekuracyjnie:

– Może nie powinnam się wypowiadać, bo nie mam dzieci.

Domyślam się, dlaczego to robią – otóż istnieje dość znaczna grupa osób, która lubi przywracać bezdzietnych do pionu słowami:

– Urodzisz, to zrozumiesz.
– Też tak myślałam, dopóki nie miałam dzieci.
– Wybacz, ale teoretyzować to sobie może każdy, w praktyce jest inaczej.
– Jak będziesz mieć dzieci, to zobaczymy….

Czasem bywa złośliwie i groźnie:
– CO TY WIESZ O WYCHOWANIU?!

Oczywiście, że doświadczenie zostania rodzicem bardzo zmienia perspektywę. Wcześniej sobie wyobrażamy, gdybamy, mniemamy i na etapie planowania możemy sobie różne kwestie związane z rodzicielstwem w głowie sprawnie poukładać, a potem, z chwilą, gdy w naszym domu ląduje nowy domownik, może – choć nie musi – okazać się, że oto musimy naszą koncepcją przemodelować.

Jednak nie oznacza to, że osoby nie posiadające dzieci nie mogą się na ich temat wypowiadać. Co więcej, ich przemyślenia i obserwacje są moim zdaniem bardzo cenne.

Co ciekawe, jedną z metod rozwiązywania problemów lub szukania pomysłów stosowaną w niektórych firmach z najróżniejszych branż jest tzw. metoda niekompetencji. Opiera się na zebraniu poglądów na dany temat od laików, czyli osób nie będących specjalistami w danej dziedzinie. Często jest tak, że osoby tkwiące w temacie po uszy zatracają świeże i bystre spojrzenie. Bywa też tak, że wiedza i bycie na poziomie eksperta powoduje brak dystansu i spojrzenia na sprawę z lotu ptaka. Laik może sobie pozwolić na wolne skojarzenia, bo nie jest niczym ograniczony i związany – ani wiedzą ani doświadczeniem.

Czasem pytam męża, który nie zna się na blogowaniu ani mediach społecznościowych o opinię. On czasem pyta mnie i córki jak rozwiązałybyśmy jakąś zagwozdkę architektoniczną.

– Przepis brzmi tak a tak i teraz mam do wyboru wariant A z dachem takim lub wariant B z dachem takim. Który wydaje wam się sensowniejszy?

I my czas coś ot tak odpowiemy, zadamy jakieś pytanie, w jego oczach pojawia się błysk i wykrzykuje:

– Eureka, eureka! – oznacza to, że najprawdopodobniej któreś z naszych wątpliwości otworzyło mu na coś oczy.

Wypowiedzi bezdzietnych mogą nam przypomnieć o tym, czego sami chcieliśmy i jaką mieliśmy wizję życia z dziećmi, zanim nie zostaliśmy rodzicami. Owszem, można potraktować ich pogląd na świat jako naiwny: nie będą dawać dzieciom słodyczy, nie będę ulegać na dziecięce histerie w sklepie mające zmusić rodzica do kupienia zabawki, nie będą krzyczeć na dzieci.

– Ha ha ha. Jaaaasne. Zobaczymy, czy podtrzymasz te poglądy, jak zostaniesz matką – drwimy.

Tymczasem może warto poddać swoje spojrzenie rewizji?
Owszem, te postulaty brzmią jak typy idealne, ale mają przecież sens. Może jednak zbyt zabrnęliśmy w swoich wychowaniu w automatyzm i działamy za mało uważnie? Przecież rzeczywiście, planując bycie rodzicem, postanawialiśmy, że nie będziemy faszerować dziecka kokainą cukrem  (niewielka różnica, cukier uzależnia bardziej niż kokaina). Mieliśmy nie krzyczeć na pociechy i nie ulegać ich histeriom w sklepie, mającym na celu wymuszenie na nas zabawki, batonika czy skorzystania z jeżdżącego samochodu. Mieliśmy nie zatracać się w rodzicielstwie na tyle, że zapomnimy o całym świecie i przez pierwsze dwa lata życia dziecka jedynym tematem rozmów uczynimy swoje pociechy. Co się stało, że teraz rzuciliśmy te postanowienia w kąt?

Poza tym traktowanie osób nie mających dzieci jako kompletnych laików jest krzywdzące również dlatego, że przecież mimo że nie są rodzicami, wcale nie są zupełnie oderwani od dziecięcej rzeczywistości. Na przykład dlatego, że każdy z nich był dzieckiem, więc może się odnieść do swoich doświadczeń oraz często ma w swoim otoczeniu dzieci, może więc wyrobić sobie na niektóre sprawy poglądy.

Lubię słuchać spostrzeżeń i przemyśleń osób bezdzietnych lub brzemiennych, bo są świeże i nieskażone doświadczeniem, powinnością. Nie ograniczone tym co mogą i muszą, lecz kierowane tym, czego chcą.

Inna sprawa: od kiedy mamy prawo wypowiadać się tylko na tematy,  w których siedzimy po uszy? 🙂 Owszem, mnie też drażni współczesny trend pod tytułem „Nie znam się, to się wypowiem”, w którym zgrywa się eksperta i komentuje film na podstawie czołówki, a tekst na podstawie tytułu lub leadu. Owszem, tacy mądralińscy „rodzice laicy” mogą być irytujący, ale nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka.

Poza tym sam fakt, że posiadamy dzieci nie czyni nas wcale ekspertami od wychowania. Możemy co najwyżej opowiadać o swoich doświadczeniach i przemyśleniach. Nie powiem, że jest ich tylu, ilu rodziców, bo z pewnością można by stworzyć maksymalnie kilkadziesiąt (a nie kilkadziesiąt milionów) sposobów wychowania. Nikt z nas nie jest ekspertem, nawet psycholodzy i pedagodzy, czyli „specjaliści od wychowania” różnią się w niektórych kwestiach i poglądach.

Czy jesteś politykiem albo chociaż skończyłeś politologię? Dlaczego więc wypowiadasz się o polityce? Czy jesteś absolwentem rusycystyki? Jak więc śmiesz wyrażać swoją opinię książce Dostojewskiego lub przemowie Putina? Podoba Ci się najnowsza piosenka Kamila Bednarka? Przepraszam bardzo, czy jesteś muzykiem? Albo chociaż jako dziecko grałeś na jakimś instrumencie? Sorry, twoja wypowiedź jest więc nie na miejscu. 😉

Podsumowując: nie przywracajmy do pionu bezdzietnych lub dopiero spodziewających się dziecka, bo ich przemyślenia – oczywiście wyrażane w kulturalny, empatyczny i życzliwy sposób, a nie krytykujący, czepliwy i oceniający – mogą wnieść coś świeżego w nasze rodzicielstwo. 🙂

Komentarze: