„Hurra, wyjechali!”
Nigdy nie miałam problemu z rozstaniami z bliskimi. Kiedy mąż wyjeżdżał na ponad dwa miesiące do USA, kiedy przez kilka lat z rzędu rozstawaliśmy się podczas wakacji na dwa tygodnie, kiedy córki są na koloniach lub obozach: nie płaczę za nimi. Ba, cieszę się. Potrzebuję co jakiś czas odpocząć od bliskich.
Ten tekst napisałam dwa lata temu, ale wciąż jest aktualny, więc go z przyjemnością przypominam.
Gdy jestem bez bliskich, nie tęsknię, nie płaczę, nie snuję się ze spuszczoną głową po pustym domu, nie siadam smutna w fotelu, rozmyślając jakież moje życie jest bez nich niepełne, jakie pokoje wyludnione i opustoszałe…
Nie, wprost przeciwnie. Czasem nawet nie mam potrzeby telefonowania, (może z wyjątkiem dwóch pierwszych dni po rozstaniu, w których jestem jeszcze myślami przy nich), wypytywania co u nich słychać. Przestawiam się w głowie na bycie sama ze sobą. Owszem, są w moim sercu, nie przestaję ich kochać. Gdyby stało się cokolwiek złego, rzuciłabym wszystko i do nich pojechała. Ale gdy wiem, że są bezpieczni, odpoczywam i robię sobie od nich urlop.
Od kiedy córki skończyły dwa lata, moja mama co roku zabierała je na około dwa tygodnie nad jezioro. Zawsze z utęsknieniem czekałam na ten moment: ich wyjazdu, nie powrotu. 🙂
Co roku wyjeżdżają na obozy lub kolonie i cieszą się na myśl o tym, odliczając dni do wyjazdu. Ja też się cieszę! Gdy pierwszy raz wyjeżdżały na obóz, druhny, bo był to obóz harcerski, co kilka dni wysyłały rodzicom smsy, że wszystko jest w porządku. To dawało mi poczucie spokoju: wiedziałam, że moje dziecko jest bezpieczne, jest w dobrych rękach i nic mu nie dolega. Dlatego tym łatwiej było mi się od niego mentalnie odłączyć.
Gdy bliscy wracają do domu, wszystko wraca do normy i przyjmuję je z radością jak swoje 😉 ale gdy się nie widzimy, nie tęsknię! Polecam ten stan.
Wynalazłam dziś dialog sprzed kilku lat, który odbyłam z ówczesną nianią mojej córki. Spotkałyśmy się przypadkiem na ulicy. Wiedziała, że dzieci wyjechały z moją mamą na wakacje.
– I jak tam mija czas bez córek? – spytała mnie. – Pamiętam, że jak moje wyjechały, to przez pierwsze kilka dni sprzątałam, przez następne odpoczywałam i spotykałam się ze znajomymi, a przez ostatnie dni tęskniłam za dziećmi – zwierzyła mi się.
– U mnie dokładnie tak jak u pani – odparłam. – Z tą różnicą, że ja zrezygnowałam z pierwszego i trzeciego etapu. 🙂