Ocalony rysunek, czyli rzecz o szkolnych nagrodach

Czyż ten król nie jest uroczy? Jak patrzę w jego oczy, to znikają wszystkie problemy. 😉

Rys. młodsza córka Nishki 🙂

Ten rysunek znalazłam wczoraj wepchnięty byle jak między zabawki, pewnie gdybym nań nie natrafiła, to wkrótce wylądowałby w koszu razem z papierkami po ciasteczkach.

Nieraz już prezentowałam Wam plastyczną twórczość moich córek (np. tutaj). Żeby nie było wątpliwości: talentu plastycznego zdecydowanie nie odziedziczyły po mnie. Gdybym miała narysować króla, to składałby się z kilku nieporadnie postawionych kresek: tułowia, kończyn, dużego kółka jako głowy i dwóch małych jako oczu. Słowem, poziom 4-latka (nie obrażając 4-latków!:).

Kilka dni temu moja 8-latka przyszła do domu z piękną książką o ptakach.

— Jaka ładna książka! Wypożyczyłaś ze szkolnej biblioteki? — zaciekawiłam się.
— Nie, to nagroda: wyróżnienie za udział w konkursie plastycznym o kotach z bajek. (Tego rysunku w swoich zbiorach nie posiadam, bowiem został w archiwach szkolnych – przyp. Nishki.)
— Gratuluję!
— Wiesz, mamo, współczuję dziewczynce, która zdobyła pierwsze miejsce 🙁
— Dlaczego?
— Bo ja za wyróżnienie dostałam taką fajną książkę, a ona słownik.
— Jaki słownik? — dopytywałam.
— Nie wiem, ale na pewno nie dla dzieci. Pani ze świetlicy powiedziała: „O, jaki dobry słownik! Przyda ci się w ogólniaku!
*
Mina 8-letniej dziewczynki, która dostała nagrodę, która przyda jej się w liceum ogólnokształcącym (czytaj: wieczność!) – bezcenna 🙂

Nie piszę tego w tonie szyderczym lub złośliwym, lecz jako ciekawostkę. Jestem przekonana, że osoby, które wybierały nagrody chciały dobrze. Jak to się mówi: „chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze”? 😉

Komentarze: