.
Staram się być na bieżąco z tym, co dzieje się w Polsce i na świecie. Analizuję rozmaite treści prasowe, internetowe, radiowe i telewizyjne. Od kilku miesięcy przyglądam się debacie poświęconej antykoncepcji awaryjnej, potocznie zwanej pigułką „dzień po”. Interesuje mnie to zarówno jako blogera i socjologa, ale też jako matkę dwóch córek. Nadszedł czas, żebym zabrała głos w tej dyskusji.
Kontekst: w styczniu tego roku, decyzją Komisji Europejskiej, tabletka „dzień po” została wyłączona z leków na receptę. Może ją w aptece kupić każdy, kto ukończył 15 rok życia.
I to był początek ideologicznej wojny na noże, która wybuchła w Polsce i która wciąż trwa.
Najbardziej irytuje mnie, gdy zaczyna się mną manipulować: strasząc mnie, oskarżając, dezinformując oraz wprowadzając w błąd.
Istota manipulacji opiera się na tym, że lubimy chodzić na skróty i ułatwiać sobie życie. Nie będąc w stanie przeanalizować każdej sprawy, upraszczamy sobie rzeczywistość: polegając na zasłyszanych opiniach, myśląc schematami i reagując automatycznie, zwłaszcza gdy w grę wchodzą emocje.
Budzenie strachu. Tabletka „dzień po” NIE jest pigułką śmierci
Od stycznia media i internet zalewa fala określeń: „Ratujmy życie”. Co czujesz, słysząc słowo „ratować”? Że jest zagrożone, prawda? To najpopularniejsza technika manipulacji: bazowanie na emocjach: budzenie strachu, tworzenie atmosfery zagrożenia.
„Pigułka śmierci”, „trutka na dzieci”, „cyklon B”, „Holocaust nienarodzonych”: to niektóre z określeń, które padają podczas dyskusji o tabletce po.
Jak można porównywać metodę antykoncepcyjną do zbrodni, jaką był Holocaust? Jak można organizować w Oświęcimiu pikiety porównujące „pigułkę po” do „cyklonu B”? To jest tak niestosowne i niewłaściwie, że naprawdę trudno przejść obok tego obojętnie.
Dezinformowanie. Tabletka „dzień po NIE jest aborcją farmakologiczną
Nazywanie „tabletki dzień po” aborcją jest manipulowaniem faktami, bowiem pigułka po NIE jest środkiem wczesnoporonnym. Ciąża zaczyna się od momentu, w którym zarodek zagnieżdża się w ściance macicy, co następuje po 5–7 dniach od współżycia. Tabletka „dzień po” działa, gdy jeszcze nie ma ciąży, nie może więc jej przerwać. Jest lekiem odsuwającym jajeczkowanie, a więc uniemożliwiającym zapłodnienie. Główny mechanizm działania tej tabletki polega na hamowaniu lub opóźnianiu owulacji, czyli sprawianiu, żeby jajeczko nie trafiło do jajowodu i nie doszło do zapłodnienia.
Tabletka „dzień po” nie dopuszcza do zaistnienia ciąży, czyli pełni taka samą rolę jak każdy rodzaj antykoncepcji.
Powtórzenia i niedopowiedzenia:
Powtórzenia są typowym chwytem manipulacyjnym. Warto powtarzać, wszak kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą.
Gdy jesteśmy bombardowani informacjami, że wzięcie „pigułki po” jest równoznaczne z dokonaniem aborcji, że tabletka po jest tabletką wczesnoporonną, w głowach wielu osób, idących na skróty, tworzy się właśnie takie skojarzenie.
A to nie jest prawda. Aborcja jest zabiegiem przerwania ciąży, a pigułka po działa, gdy ciąży jeszcze nie ma. Kontrowersje wokół antykoncepcji awaryjnej – potocznie zwanej „tabletką dzień po” – biorą się z niewiedzy.
Dlatego między innymi postanowiłam zabrać głos w tej sprawie.
Określanie zdjęcia tabletki „dzień po” z listy leków na receptę jako obejście ustawy aborcyjnej jest manipulowaniem opinią publiczną.
Nie ma dnia, żeby takie określenia nie padły w radiu, telewizji, serwisach. Ot, weźmy choćby dzień, w którym piszę ten tekst, czyli piątek:
W Radiu Zet gość z Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski wypowiadając się o „pigułce po”, mówi:
„Każde życie, które mogłoby się narodzić, jest niszczone.”
Portal wPolityce, który wizytę premier Kopacz u papieża komentuje słowami:
„Ciekawe czy Pani Premier pochwaliła się wprowadzeniem w Polsce do wolnej sprzedaży środka wczesnoporonnego pigułki „dzień po”, już dla dziewcząt piętnastoletnich, bez wiedzy ich rodziców i konsultacji lekarskiej?”
Poseł Kurski w TVP Info, który mówi, że „tabletka dzień po” jest klasyczną próbą obejścia konsensusu związanego z ustawą aborcyjną i że państwo polskie prowokuje do brania pigułek.
Kreowanie wroga. Tabletka „dzień po” NIE zagraża moralności i naszemu narodowi
O tabletce mówi się jako o pigułce rozpusty, propagującej swobodę seksualną, nieodpowiedzialny seks, przypadkowy seks, seks bez miłości, seks bez zabezpieczenia. Czynienie jej dostępną bez recepty doprowadzi do tego, że rozwiązłe kobiety będą je połykały niczym landrynki! To poważne zagrożenie dla moralności, zwłaszcza ludzi młodych!!
To nie działa w ten sposób. W walce z alkoholizmem lub nikotynizmem nie pomoże zakaz sprzedaży alkoholu lub papierosów, lecz kampanie społeczne uświadamiające negatywne skutki palenia i picia. W zapobieganiu niechcianym ciążom zapobiegnie edukacja seksualna.
Były i takie głosy, że to cios wymierzony w naród Polski. Nie dość, że tak mało dzieci rodzi się w Polsce to ma się ich rodzić jeszcze mniej?
Kobieta jest traktowana jak trzoda: uprawiała seks: niech rodzi. Nieważne w jakich warunkach: niech ponosi konsekwencje współżycia. Ciężar niskiego wskaźnika urodzeń zrzuca się na najsłabsze ogniwo w łańcuchu demografii kraju: na kobietę.
Rozmydlanie celu, dla którego tabletka „dzień po” istnieje
Mówi się o niej jakoby została wprowadzona na rynek po to, by osiągnąć coś ponad cel, dla którego została stworzona. By dorosłych i młodzież zdemoralizować. Jako zagrożenie dla moralności, życia, przyzwoitości, demografii.
Tymczasem głównym celem zdjęcia „tabletki po” z listy leków na receptę jest ułatwienie dostępu do niej: bowiem główną rolę odgrywa tu czas przyjęcia. Im później przyjęta, tym mniej skuteczna.
Natomiast głównym celem, dla którego istnieje jest uniknięcie niechcianej ciąży, która prowadzi do wielu często dramatycznych sytuacji związanych z niechcianym macierzyństwem. Taka samą rolę pełnia każdy rodzaj antykoncepcji.
Nikt nikogo nie namawia do zażywania tabletek „dzień po”.
Ja również, pisząc dziś ten tekst w żadnym wypadku nie chcę zachęcać nikogo do zażywania tych tabletek. Co więcej, mam nadzieję, że żadna z Was nie będzie musiała nigdy sięgnąć po „tabletkę po”.
Chodzi mi tylko (i aż) o to, że chcę mieć WYBÓR, czy i jaką antykoncepcję chcę zastosować i świadomość, że jeżeli zaistnieje taka potrzeba to będę miała prawo nabyć tabletkę awaryjną bez problemu. I że kupując ją, nie będę musiała czuć się niczym zbrodniarka i nieodpowiedzialna latawica.
Tekst powstał we współpracy z Vision Group w ramach kampanii promującej edukację i świadomość seksualną.