Umiejętność przyznania się do błędu i szczerych przeprosin: trudna sztuka (ale jakże ułatwiająca życie), którą najlepiej, żebyśmy opanowali jeszcze w dzieciństwie i potem śmiało stosowali w dorosłości. Ale od kogo dzieci mają jej się uczyć, skoro rodzice udają zwykle nieomylnych i bezbłędnych?
Wielu rodziców ma przeświadczenie, że powinni być postrzegani przez dzieci jako nieomylni i niepopełniający błędów. Tymczasem umiejętność przyznania się do winy nie tylko nie nadszarpuje, a wręcz wzmacnia autorytet rodzica w oczach dziecka!
Dorosły jest tylko człowiekiem, a błądzić jest rzeczą ludzką. Nie ma ludzi nieomylnych i nieskazitelnych. Przyznanie się do błędu lub tego, że jakaś sprawa nas przerosła, że puściły nam nerwy, niepotrzebnie wybuchnęliśmy krzykiem, zachowaliśmy się nieodpowiednio, złamaliśmy obowiązującą w domu zasadę (vide: Jak poradzić sobie z „niegrzecznym” dzieckiem? Rady psychologa) itp. świadczy o sile rodzica, a nie o jego słabości.
Umiejętność przyznania się do winy i do błędu buduje naturalny, a nie wymuszony autorytet, czyli autorytet oparty na sympatii, a nie na sile lub strachu.
Zresztą to wszystko dotyczy nie tylko relacji rodzicielskiej, ale i małżeńskiej, narzeczeńskiej, przyjacielskiej, pracowniczej i każdej innej relacji. Niektórzy ludzie mają skłonność chodzenia w tzw. „zaparte”. W trakcie intensywnej dyskusji, nawet gdy „przeciwnik” będzie wytaczał coraz bardziej sensowne i przekonujące argumenty, druga strona tak się w swoje zaangażuje, że choćby czuła, że to nie ma sensu, będzie bronić ich do upadłego, jakby SIEBIE w tym sporze broniła, a tylko nie swojej opinii.
Dzieci dostrzegają błędy i niekonsekwencję rodziców.
Przykładowo: z jednej strony mama uczy dziecko, że nie można kłamać, a z drugiej, gdy telefonuje jej koleżanka, prosi męża:
– Gienek, odbierz i powiedz jej, że wyszłam na zakupy i że zapomniałam wziąć ze sobą telefonu i że wrócę późno wieczorem. Nie mam ochoty z nią rozmawiać.
– Cześć Kunegunda, słuchaj no Gienia wyszła do sklepu i zapomniała telefonu.
Dziecko jest świadkiem takiej sytuacji i czuje dyskomfort. RODZICE KŁAMIĄ. Tymczasem przecież tyle razy mówili, że nie powinno się kłamać. W tym momencie, gdy mleko już się rozlało, mądry rodzic powinien rzec:
– Córeczko, zachowałam się teraz nieodpowiednio. Poprosiłam tatę, by w moim imieniu skłamał cioci i powiedział, że nie ma mnie w domu. Tymczasem, skoro nie miałam ochoty z nią rozmawiać, powinnam była albo sama jej o tym powiedzieć, ale po prostu nie odebrać telefonu i oddzwonić później. Przyznaję, że źle się zachowałam.
Przyznanie się przed dzieckiem do swoich błędów, słabości, wad, pomyłek jest wielką sztuką i dziecko to docenia. I nie tylko dziecko. Uwielbiam ludzi, którzy potrafią przyznać się do błędu i powiedzieć:
– Masz rację, zachowałem się nieodpowiednio.
– Racja, popełniłem błąd.
– Myliłem się.
Niestety to zdanie bardzo rzadko rozbrzmiewa, prawda? 🙂
Albo zwykle przeproszenie, na przykład za to, że podniosło się na dziecko głos z byle powodu i zrobiło nikczemną awanturę za nic, tylko dlatego, że chciało się rozładować napięcie powstałe jeszcze w pracy.
– Przepraszam, synu, że tak na ciebie nakrzyczałem. Nie powinienem był tego robić.
Dlaczego tak trudno przechodzi to nam przez usta?
Oczywiście wartp szanować słowo „przepraszam” i nie traktować go jako wytrychu na swoje nagminne przewinienia. Za przyznaniem się do błędu powinna iść wola naprawy, a słowo „przepraszam” powinno być synonimem deklaracji „postaram się nigdy więcej tego nie zrobić”.
Inna sprawa, że dziecko „nieomylnych” rodziców rośnie w przekonaniu, że też takie powinno być. Jednak ludzie nieomylni nie istnieją, więc gdy czuje, że również nim nie jest, rośnie w nim frustracja, niezadowolenie z siebie i poczucie winy. Natomiast gdy zderzy się z postawą rodzica, który umie przyznać się do winy, co będzie dla niego sygnałem, że dorośli też popełniają błędy, kamień spada mu z serca. 😉
Może to też pójść w inną stronę: gdy dziecko zrozumie, że rodzic wcale nie jest nieomylny, gdy zdemaskuje rodzice, może stracić do niego zaufanie.
*
Żebyście nie mieli wątpliwości: każdy mój tekst jest radą skierowaną również do mnie samej. Nie zawsze udaje mi się być tak rozsądną, jaką jestem jako narratorka tekstów. 😉
Za co zwykle przyznaje się przed bliskimi do błędu? Za brak cierpliwości, wprowadzanie nerwowej atmosfery, podnoszenie na nich głosu, impulsywność i rozkojarzenie, czyli bycie myślami tam, zamiast tu i teraz.
*
Udawanie człowieka bez skazy i bezbłędnego jest stawianiem na siebie pułapki, bo wszyscy wiemy, że ludzie nieomylni nie istnieją, a dzieci, nawet jeżeli tego jeszcze nie wiedzą, w pewnym momencie się dowiedzą. Dlatego śmiało przyznawajmy się do błędów i winy, istnieje duża szansa, że to nauczy nasze dzieci i otoczenie tego samego i zaprocentuje w przyszłości.
PS A o bardzo moim zdaniem ciekawym ujęciu, dlaczego niektórzy tak bardzo nie chcą przyznawać się do winy, pisałam kilka miesięcy temu w tekście O ludziach, którzy zawsze są bez winy i nigdy nie popełniają błędów. 🙂