— Proszę natychmiast wyłączyć ten program — nakazuję jak zwykle.
— Mamo, my dzięki programowi „Trudne sprawy” doceniamy ciebie i tatę! Widzimy, że u nas w domu nie jest aż tak źle! – córka jak zwykle przekonuje mnie.
Jestem nieugięta i wyłączam telewizor, choć wiem, że może się to wiązać z odebraniem mi praw rodzicielskich (vide „Jak odebrano mi prawa rodzicielskie?”).
Dzieci, a jest ich trójka, bo gościmy jeszcze kolegę moich córek, tworzą wokół siebie harmider, gwar, wrzawę, zgiełk, rumor, słowem: hałas. Dom tętni życiem, ale gdy zaczyna dosłownie tętnić, a ja mam akurat gorszy moment (znacie to uczucie, prawda?), proszę je, zniecierpliwiona i poddenerwowana:
— Słuchajcie, muszę się skupić, mam dużo pracy. Czy możecie dać mi czterdzieści minut spokoju? Czy możecie wyjść teraz do innego pokoju i zostawić mnie tu samą?
— Dobra. — dzieci ze zrozumieniem kiwają głowami i wychodzą.
Nagle młodsza córka zawraca się, bierze do ręki pilot, włącza bardzo głośno muzyczny kanał telewizyjny, po czym zostawiając mnie z dudniącym teledyskiem jakiejś seksownej blondynki, kieruje się w stronę wyjścia.
Zaniemawiam. Dziecko, widząc moją zaskoczoną minę, tłumaczy mi w biegu:
— Mamo, włączyłam ci muzykę, bo pamiętam, że kiedyś mówiłaś, że muzyka zawsze poprawia ci humor!