Koniec małżeństwa. Ślubów nie będzie

Gdy 14 lat temu zaszłam w ciążę, myśl: „to teraz ślub” pojawiła się automatycznie. Skojarzenie ciąża → ślub było naturalne. Wydawało mi się, że wszyscy tak postępują, że jest to normą. Bez wątpienia duże znaczenie miał też fakt, że kochałam ojca dziecka.

Dziś pojawienie się potomstwa przestaje być powodem do tego, by sformalizować związek rodziców.

Z badań przeprowadzonych w 2010 roku przez amerykański instytut badań opinii publicznej (raport z badań dostępny jest tutaj: The Decline of marriarge And Rise of New Families) wynika, że co druga osoba twierdzi, że ślub nie jest potrzebny do tego, by być rodzicem.

– Hej, oczywiście, że nie jest, wszak zdolności rozrodcze nie uruchamiają się w człowieku dopiero pod wpływem nałożenia obrączki – mógłby rzec ktoś, ale my rozumiemy, co badali socjolodzy 🙂

Z każdym kolejnym dziesięcioleciem powiększa się grono osób, według których rodzice nie muszą brać ze sobą ślubu.

W Ameryce 41% dzieci rodzą niezamężne kobiety, podobnie jest we Francji, w Islandii dotyczy to aż 60% kobiet. W Polsce również coraz mniej osób formalizuje związki. W 2013 roku zostało tu zawartych najmniej małżeństw od zakończenia II wojny światowej. Od kilkudziesięciu lat systematycznie rośnie w Polsce odsetek urodzeń pozamałżeńskich: 20 lat temu 10% dzieci rodziło się w związkach „bez ślubu”, dziś dotyczy to prawie co czwartego dziecka (22%).

Ciekawe, jak to będzie wyglądało, gdy nasze dzieci zostaną rodzicami. A wnuki? Czy będą wspominać instytucję małżeństwa jako archaiczną? Tak jak my: współcześni, myślimy na przykład o małżeństwach z rozsądku naszych praprababć?

Już teraz aż 39 % Amerykanów na pytanie: „Is marriage becoming obsolete?” (przestarzałe), odpowiada: YES!

Wszystko wskazuje na to, że nadchodzi era posfamilializmu. Tradycyjna familia zmienia się, przekształca, a może kończy się? Jednym z przejawów tych trendów jest właśnie niechęć do ślubów, czyli tzw. deinstytucjonalizacja małżeństwa.

Formalizować czy nie, oto jest pytanie

Zwolennicy brania ślubów twierdzą, że przysięga małżeńska, która jest pewnego rodzaju deklaracją złożoną partnerowi przed całym światem, cementuje związek i zbliża ludzi do siebie.

Przeciwnicy (a może to za duże słowo, po prostu: nie-zwolennicy) uważają, że nie potrzebują papierków ani deklaracji, ich bycie razem opiera się na akcie wolnej woli, która stoi ponad prawem i jest umiejscowiona w sercu i umyśle, więc w najsilniejszych ramach.

Czy zostaniesz moją (niesformalizowaną) żoną?

Jest pewnie wiele par, które mimo, że złożyły przysięgę małżeńską, obiecując sobie:

że uczynimy wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe

nic sobie z tego nie robią albo zapominają o tym.

I odwrotnie: wiele par, które mimo, że tej przysięgi przed Bogiem lub urzędnikiem nie składały, żyją z taką misją.

Jak zawsze zapraszam do dyskusji, jestem bardzo ciekawa, jakie są Wasze przemyślenia i doświadczenia.

*

Na koniec złota myśl, która zrodziła się w mojej głowie, gdy pisałam ten tekst:

Liczy się stan umysłu, a nie stan cywilny.

🙂

Komentarze: