Małżeńskie dialogi: zderzenie dziejów

Marek RaczkowskiAkurat nawijałam nić na kołowrotek, gdy usłyszałam rżenie naszego konia, Nadira. Oznaczało to, że mąż wrócił. Czym prędzej ruszyłam do izby kuchennej, by przelać zupę z misy glinianej do gara i na piecu wstawić. Gdy ogień ją podgrzewał, ja soczewicą zajmować się poczęłam.

— Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj — rzekł mąż, który niespodziewanie wszedł do izby.

— Soczewica koło miele młyn — odparłam.

 

Kilkaset lat później, na tej samej ziemi, pod tym samym niebem...

Przy komputerze siedziałam, gdy dobiegł mnie warkot silnika.

— Aha, wrócił mąż. Jeść pewnie chce. Wspominał coś o głodzie w smsach — pomyślałam.

Opublikowałam post na Facebooku informujący o moim nowym tekście na blogu i poszłam do kuchni, zrobić mężowi na obiad kanapki.

—  Mam dwie wiadomości: dobrą i złą, którą chcesz usłyszeć najpierw? — spytał mnie po sytym posiłku.
—  Dobrą.
—  Zmieniam pracę.
— A ta zła?
— Nie zmieniam żony.

Komentarze: