Rodzice nie muszą być wobec dziecka jednomyślni i mówić jednym głosem

– Powinniśmy wobec dziecka stanowić jednomyślny front i mówić jednym głosem! – mawia wielu rodziców i różnice w swoim podejściu starają się załatwić daleko od pola widzenia i słyszenia dziecka, w czym pomaga zwykle magiczne zaklęcie: „Idź do swojego pokoju”.

Wyobrażam sobie takich dwóch Państwa Rodziców, którzy, gdy już ustalą Wspólne Stanowisko, sadzają dziecko przy stole i oznajmiają, nieomalże na trzy-czte-ry, wszak mówią przecież jed-nym gło-sem.

– Szanowne Dziecko. Oto podjęliśmy z twoim ojcem Jednomyślną Decyzję o tym, że podczas wakacji możesz biegać z kolegami po podwórku do godziny 20.30, a nie jak dotychczas do 20. Podczas obrad żadne z nas nie zaprezentowało odmiennego stanowiska, żadne nie wstrzymało się od głosu, od początku byliśmy jednomyślni i zgadzaliśmy się ze sobą we wszystkich aspektach.

U nas to, że mamy z mężem odmienne stanowiska co do niektórych spraw związanych z dziećmi jest normą i nie kryjemy się z tym przed nimi.

Przykładowo, wpadłam kilka dni temu na pomysł:

– Kupmy dzieciom trampolinę.
– Absolutnie, nie zgadzam się, na naszym podwórku nie stanie żadna trampolina – wyraził sprzeciw mąż.
– Dlaczego?
– Jest kontuzyjna, ohydnie wygląda i zasłoni mi widok z tarasu. (taras to bardzo ważny element naszego życia, vide: Taras – przyp. Nishki).
– Nie przesadzaj. Będzie miała zabezpieczenie, siatkę, nic im się nie stanie – zaoponowałam.
– Kontuzyjna? To nieprawda, tato! Rok temu skakałam przecież u sąsiadów i nic mi się nie stało – wtrąciło się dziecko.
– Mówisz, żebyśmy nie siedziały tyle przed komputerami, a trampoliny nie chcesz nam kupić – wtrąciło się drugie dziecko.

Po kilkunastu minutach dość burzliwej wymiany zdań, wszak każdy chciał wyrazić swoje stanowisko, mąż rzekł wreszcie:
– Dobry argument. Kupmy ją.

Czy podczas tej rozmowy wyprosiliśmy dzieci z pokoju? Wprost przeciwnie, uczestniczyły w niej!

Kilka tygodni temu byłam gotowa wysłać młodszą córkę na obóz za granicę, a mąż miał co do tego odmienne zdanie.
– To zły pomysł.
– Dlaczego ty jesteś taki zachowawczy? Trochę odwagi i otwartości!
– Jest za młoda.

Rozmowa na ten temat trwała jeszcze co najmniej kilkanaście minut, padły w niej różne argumenty, emocji nie brakowało. Wreszcie zakończyła się moim stwierdzeniem:
– Masz rację.

Bo miał.

I zawsze, kiedy dochodzimy do konsensusu, zwłaszcza gdy jedno przyznaje drugiemu rację, rośniemy w siłę. To naprawdę cenne doświadczenie: móc powiedzieć: „Masz rację. A ja się myliłam.”

Czy podczas takich sytuacji prosimy córki, by wyszły do swojego pokoju? (albo cytując bohaterkę Doroty Masłowskiej ze sztuki „Między nami dobrze jest” – „do swojego braku pokoju”? 🙂 ) Nie! Nie mamy problemu z tym, że są świadkami sytuacji, w której stanowiska ich rodziców nie są jednomyślne. Co więcej, myślę że psychologicznie to dla dziecka wręcz korzystna sytuacja, bo czuje, że jest obiektem dużej troski i zaangażowania.

Dziwię się dążeniu do tego, żeby ukrywać przed dziećmi różnice zdań. Niemożliwe jest przecież osiągnięcie „jednomyślności rodziców”.

Matka i ojciec to dwie odrębne istoty, ze swoimi opiniami, przemyśleniami, światopoglądem, bagażem życiowym itd. Fakt, że czasami ich zetknięcie powoduje polemikę, dyskusję, spór, kłótnię jest naturalny. Nie udawajmy na siłę przed dziećmi, że rodzice mówią zawsze jednym głosem. 

Kłótnie, sprzeczki, napięcia, różnice zdań są naturalnym elementem rodzinnego życia. Mogą nawet pełnić pozytywną funkcję, oczywiście pod warunkiem, że dzieci są potem świadkiem pojednania rodziców. Więcej pisałam o tym w tekście:  Czy rodzice mogą kłócić się przy dziecku?

Co więcej, jestem gotowa postawić tezę, że im bliżej jest się ze sobą związanym emocjonalnie, tym większe prawdopodobieństwo starć, bo tym większe zaangażowanie w relację. Zwykle nie chce mi się tracić energii i czasu na przekonywanie do swoich racji osób, na których mi nie zależy i z którymi nie łączy mnie więź.

Po drugie, człowiek jest istotą błądzącą i mylącą się. Każdy z nas wysnuwa czasem błędne wnioski, podejmuje złe decyzje, dopuszcza się nieodpowiednich zachowań. Cóż, błądzić jest rzeczą ludzką!

Przyznaję, miewam problem z emocją złości. Bywa, że sobie z nią nie radzę. Córki potrafią czasem doprowadzić mnie do szewskiej pasji. Czasem moja reakcja, czyli złość, którą wyrażam krzykiem lub irytacją, jest niewspółmierna do akcji, czyli zachowania córek. Mąż zwykle zwraca mi wtedy uwagę.

– Hola, hola, uspokój się.

Oczywiście gdy to robi jestem na niego wściekła i najchętniej całą trójkę zamknęłabym za karę w piwniczce, a klucz wrzuciła do rzeki, jednak po chwili, gdy ostygam, przychodzi refleksja, że bardzo dobrze, że mnie upomniał. Że źle to byłoby dopiero, gdyby „lojalnie milczał”, byleby nie zdyskredytować mnie w oczach córek, byleby chronić „autorytet rodzica”. Darłam się jak głupia, więc należało mi się zwrócenie uwagi!

Podsumowując: rodzice wcale nie muszą być jednomyślni. Mogą mieć różne wizje na temat spraw związanych z życiem rodzinnym i pozarodzinnym. Najważniejsze, by swoje odmienne stanowiska i wizje wyrażać po ludzku, a nie jak zwierzęta (przepraszam wszystkie zwierzęta).

Na koniec, jako puentę, proponuję dialog, który rozbrzmiał jakiś czas temu w naszym rodzinnym domu:

– Proszę natychmiast wyłączyć ten program – nakazałam córkom.
– Tak, zgadzam się – wyraził jednomyślne stanowisko mąż.
– Mamo, tato, ależ my dzięki programowi „Trudne sprawy” was doceniamy! – krzyknęła córka.
– Widzimy, że u nas w domu nie jest aż tak źle! – dodała druga.

🙂

Komentarze: