Planując wyjazd na Łotwę, mąż w pewnym momencie pół żartem, pół serio, głośno zastanowił się:

– Cholera wie, kto mieszka na tej Łotwie, może tam jest niebezpiecznie? Muszę wziąć ze sobą chociaż jakiś scyzoryk.

Córki usłyszały to i wzięły sobie te słowa do serca. Kilka dni później spakowani siedzieliśmy już w samochodzie i jak to zwykle u nas w takich momentach bywa, kilkakrotnie wracaliśmy się do domu, zwłaszcza ja, nękana kompulsjami (Czy wyłączyłam żelazko? Czy na pewno wzięłam z domu młodsze dziecko?). Dziewczyny za to o dziwo siedziały z tajemniczymi minami na tylnych fotelach samochodu, coś jakby przed nami ukrywając. Dostrzegam to dopiero teraz, wtedy byłam zbyt zaaferowana zbliżającą się podróżą. Otóż moje córki wiozły ze sobą miecze.

O ich istnieniu dowiedziałam się dopiero na łotewskiej plaży.

Od wielu lat spędzam wakacje na działce, która ma własny dostęp do jeziora. Oznacza to, że nie mam możliwości obserwacji tak zwanych plażowiczów. Dlatego, gdy dzieci poprosiły mnie, bym pojechała z nimi na miejską plażę, moja radość była wielka: oznaczało to, że będę mogła poobserwować ludzi i w myślach ich skrytykować!

Zgorzkniała Nishka na plaży.

Dzieci pluskały się w wodzie, ja tymczasem wnikliwie przyglądałam się plażowiczom i na podstawie tych obserwacji wypisałam 7 zachowań, które mnie w nich irytują.