W myśl zasady, że jak rodzic nie ma czym się pochwalić, to chwali się swoimi dziećmi, muszę Wam dziś o czymś donieść. Otóż dziś rano dowiedziałam się, że moja starsza córka, uczennica pierwszej klasy gimnazjum, ma najwyższą średnią ocen w szkole: powyżej 5,5! 🙂

fot. Philippe Put

Obie córki od lat kończą szkolne semestry z bardzo dobrymi wynikami, zdarza im się wygrywać w konkursach. Oczywiście wysokie oceny i duża ilość punktów na testach nie zawsze świadczą o inteligencji i odwrotnie: niskie o jej braku. Przecież liczy się to, co ma się w głowie, a nie w dzienniku szkolnym. Jednak w przypadku moich córek bardzo dobre oceny idą w parze z bystrością, błyskotliwością i wiedzą o otaczającym świecie. Kto je zna, wie, że mądre z nich dziewczyny. I wbrew pozorom żadna z nich ani nie wygląda, ani nie zachowuje się jak „typowy kujon” niewyściubiający nosa spod książek. Są wyluzowane, lubią się bawić, żartować, leniuchować, tracić czas na tablecie itd.

Zastanawiając się, jak to możliwe, doszłam do wniosku, że ich tato przekazał im „inteligencję” w genach, a ja… ja zapewniłam tzw. warunki środowiskowe 🙂 Oto one:

W weekend gościliśmy znajomych z dziećmi. Córki uparły się, żeby włączyć Eurowizję. Oglądając z koleżankami występ Conchity debatowały:

— Czy to mężczyzna czy kobieta? — pytało jedno.

— Zależy od brody: jak prawdziwa, to mężczyzna. Jak przyklejona to kobieta — sugerowało drugie.

Moja 13-letnia córka, zwykle ze słuchawkami na uszach, z których rozbrzmiewa hip hop rap, z tabletem w ręku, podekscytowana lajkuje posty na Facebooku i odpowiada na pytania na Asku. Uczennica gimnazjum sportowego zafiksowana na punkcie sportu. Na szczęście jest na bieżąco nie tylko z tym, co aktualnie dzieje się w Soczi, wie też, co dzieje się na Majdanie. Interesuje się światem, nie tylko tym bezpośrednio ją otaczającym. Od najmłodszych lat staraliśmy się rozbudzić w niej tę ciekawość świata.