– Wiesz co się dzieje w domu, prawda? – spytał mnie przez telefon mąż.
– Nie… ? – odpowiedziałam zaskoczona.
– Znów wymazałaś z pamięci niemiłe doświadczenia? Poranne szukanie klucza?
Wtedy przypomniałam sobie ten moment, w którym już wychodząc, już ubraną będąc, już odziane w buty i palcika dzieci za rękę trzymając, zorientowałam się, że nie posiadam klucza. Po dziesięciu minutach poszukiwań stwierdziłam, że zostawię drzwi otwarte, po piętnastu, że pozostało mi tylko usiąść i płakać, po dwudziestu, otarłszy łzy, znalazłam w końcu zgubę.
Swego czasu miałam dwa komplety kluczy (zawsze jakiś się znajdzie), teraz już został tylko jeden. Czy jest jeszcze na sali ktoś, kto gubi klucze? A od czasu do czasu wkłada chleb do lodówki i wykonuje w domu inne bezsensowne ruchy? Natrafia, tak jak ja, na równie złośliwe przedmioty? 🙂