Miałam dziś opublikować zupełnie inny tekst. Już prawie skończyłam go pisać. Nagle, dosłownie przed chwilą, zatelefonowała do mnie moja 13-letnia córka, uczennica pierwszej klasy gimnazjum, pytając na wstępie:
— Mamo, mogę iść na wagary?
Zdjęcie z sobotniego spaceru. Umówmy się, że ukazuje moje rozterki związane z tym, czy pozwolić dziecku iść na wagary 😉
Dla niezorientowanych w sytuacji szkolnej mojej córki: uczy się w gimnazjum sportowym, o czym opowiadałam TUTAJ. Mniej więcej połowę jej klasy stanowią koszykarze, a drugą, w której znajduje się moja córka: lekkoatleci. Imiona dzieci są jak zwykle zmienione.
— Mamo, mogę iść na wagary? Koszykarzy dziś nie ma, bo są chyba na zawodach. Z lekkoatletów zostałam tylko ja, Milena i Zuzia. Pozostali, czyli kilkoro chłopców i dwie dziewczyny poszli chyba na wagary, bo byli rano, a teraz ich nie ma. Czy ja z Mileną i Zuzią też możemy nie iść na lekcje?
— Nie mogę wypowiadać się w imieniu twoich koleżanek — odparłam zaskoczona.
— Wiem, mamo, ale ja pytam o siebie. Zresztą Milenę i tak boli głowa, więc mówi mi właśnie, że nie pójdzie. Mamo, to nie będziesz miała mi za złe jak nie pójdę dziś na lekcje? Teraz będzie chemia, plastyka i niemiecki więc i tak nuda, a po południu na trening na stadionie to oczywiście pojadę, nie chcę przegapić.
— A może pójdziecie do pani z chemii i niemieckiego i wytłumaczycie, jaka jest sytuacja? Że co najmniej połowy klasy nie ma, więc żeby zwolniła pozostałych? — kombinowałam, choć czułam, że to dziwne rozwiązanie.
— Mamo, one nas nie zwolnią, nauczyciele nie mogą sobie ot tak puszczać dzieci do domu, to ich obowiązek, żeby prowadzić lekcje. Mamo, proszę cię, pozwól mi nie iść na lekcje, powtarzam: z całej klasy zostały tylko trzy osoby, w tym ja.
Dawno już nie byłam w tak dużej rozterce. W mojej głowie przebiegały następujące myśli:
♣ Cholera, skoro cała klasa idzie na wagary to rzeczywiście głupio, żeby ona jedyna wyłamywała się i szła na lekcje.
♣ Z drugiej strony, zasmakuje wagarów i zacznie po nie sięgać częściej, bo sama pamiętam, że smak mają kuszący i trudno przestać po nie sięgać, jak się raz ich spróbuje…
♣ Przecież traktuje lekcje poważnie, ma bardzo dobre oceny, na półrocze miała średnią 5,16. Ale to było pierwsze półrocze, a ostatnio wygląda na to, że nauka sprawia jej coraz mniej radości…
♣ Spytała mnie o zgodę, muszę to docenić! Mogła, jak pewnie większość dzieci, po prostu iść na te wagary bez pytania rodzica o zgodę.
♣ Mhm, akurat dzisiejszy poniedziałek jest bardzo specyficzny: jutro test szóstoklasistów więc większość szkół, jej też, ma wolne, natomiast od środy do piątku będą rekolekcje, czyli również czas wolny od zajęć. Oznacza to, że „normalny” rytm szkoły wróci tak naprawdę dopiero za tydzień.. „Jasne, porelatywizuj sobie!” — krzyknęłam do siebie w myślach.
— Mamo, to mogę iść na wagary? — domagała się odpowiedzi córka.
— Sama podejmij decyzję, zrób jak uważasz. I pamiętaj, że sama będziesz ponosić konsekwencje tej decyzji — odparłam jej.
— Ok! — krzyknęła do słuchawki i rozłączyła się.
Nadal mam w głowie dziesiątki myśli. Co zrobilibyście na moim miejscu? Co o tym sądzicie?
PS: Tymczasem młodsza 8-letnia córka dziś rano przy śniadaniu nagle wypaliła do swojego ojca:
— Tato, pamiętaj, że masz jeszcze wobec nas zaległy prezent na Dzień Kobiet!