Czy warto obejrzeć film Lucy? Co łączy Scarlett Johansson, Nishkę i człowieka pierwotnego?:)

Jednym ze sposobów na zacieśnianie więzi małżeńskiej jest wspólne chodzenie do kina. Na film 🙂

lucy scarlett johansson nishka

Wczoraj wieczorem byliśmy z mężem na filmie „Lucy”. Nie czytaliśmy wcześniej żadnych recenzji, nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać. W naszej opinii istniały trzy wystarczające powody by obejrzeć ten film.

 Po pierwsze: Luc Besson, czyli reżyser i autor scenariusza filmu „Lucy”

Tego pana nie trzeba przedstawiać, to twórca „Wielkiego błękitu”, „Piątego elementu” czy „Leona Zawodowca”. Myślę, że się ze mną zgodzicie, a jeżeli nie macie jeszcze na ten temat wyrobionej opinii to przy okazji oglądania jakiegokolwiek filmu Luca Bessona zwróćcie uwagę, że u niego każdy kadr scena i ujęcie jest piękne i nieprzypadkowe. Pewnie każda zatrzymana w jego filmach klatka mogłaby stanowić obraz, który mogłabym powiesić sobie w domu.

 Po drugie: Scarlett Johansson, czyli odtwórczyni głównej roli

I ja i mąż podkochujemy się w Scarlett i staramy się oglądać wszystkie filmy, w których występuje. (Niedawno nawet skusiliśmy się na bardzo dziwny „Under the Skin”, czyli surrealistyczną opowieść o nimfomance kosmitce, która uwodzi mężczyzn wciągając ich w inną przestrzeń). Ciekawostką jest, że pierwotnie w roli Lucy miała być obsadzona Angelina Jolie, inna uwielbiana, zwłaszcza przeze mnie, aktorka, jednak z tej roli zrezygnowała. Może i dobrze, bo miałabym na blogu zbyt dużo recenzji z Angeliną 😉 (vide: Czarownica: film oglądałam jak zaczarowana).

Po trzecie: Morgan Freeman

Czy jest na sali ktoś, kto go nie lubi?

morgan freeman

Główny wątek filmu, czyli co by było gdybyśmy korzystali w 100% ze swojemu mózgu również nas zaintrygował, choć domyślaliśmy, że nami nie wstrząśnie. Każdy z nas nie raz już się nad tym zastanawiał. Luc Besson zaproponował swój pomysł jakby to mogło wyglądać.

Film trochę nas rozczarował. Nie z powodu operowania tzw. naukowym mitem, czyli tego, że korzystamy wyłącznie z 10% mózgu. Jakąś konwencję trzeba było przyjąć i on przyjął akurat taką. Nie grą aktorów, bo ta była jak zawsze na bardzo wysokim poziomie. Nie scenariuszem, bo film wciągał i żałowałam, że skończył się tak szybko (trwa niecałe 90 minut).

Mieliśmy wrażenie jakby z filmu zostały wycięte jakieś ważne sceny. Oglądając „Lucy” ma się wrażenie chaosu. Tak jakby na etapie montażu został popełniony jakiś błąd. Coś nie gra, czegoś brakuje, jakiejś klamry. Mhm, a może to był zabieg celowy i nie wyłapaliśmy tego właśnie ze względu na ograniczenia naszego mózgu? 🙂

Mimo to, nawet przez chwilę nie żałowaliśmy wydanych na kino pieniędzy ani spędzonego tam czasu. Popatrzeć na Scarlett Johansson i Morgana Freemana i chłonąć kadry i sceny, które proponuje Luc Besson, wreszcie: zastanowić się nad treścią filmu: same korzyści.

Skoro jesteśmy przy „Lucy” nie mogę nie polecić Wam jednego z moich ulubionych blogów parentingowych: Lucy.es – zajrzyjcie, a przekonacie się, że warto!

Besson nazwał główną bohaterkę Lucy nie dlatego, że sam ma na imię Luc, lecz nawiązując do nazwanej tym imieniem „pramatki ludzkości”, czyli pierwszej znanej w historii ludzkości kobiety żyjącej ponad trzy miliony lat temu.

Nie chcę zdradzać Wam fabuły filmu, ale jest coś co łączy graną przez Scarlett Lucy i tę nieco starszą Lucy. Co ma z tym wspólnego Nishka? Odpowiedzią niech będzie ten dialog, który rozbrzmiał w naszym domu kilka lat temu.

— Włączcie mi grę „Ubieramy Barbie i meblujemy jej pokój”! — jęczała córka.

— O nie — zaprotestowałam.

— Jak chcesz, możesz w TO pograć — zaproponował jej ojciec. — Szkielety sobie poukładasz — zachęcał.

Wciągnęło ich na dobre. Po jakimś czasie dobiegły mnie śmiechy chichy.

— Tato! Patrz, a to [KLIK] mama, prawda?

— Fakt, prawie identyczna! Cóż za podobieństwo! — wykrzyknął ojciec.

*

To pisałam ja: Nishka. Natalka. Neandertalka.

Komentarze: