Cyberprzemoc rodzi się w domu. Reaguj

cyberprzemocOd kilku dni na świecie głośno jest o 14-latce, która stworzyła narzędzie do walki z cyberprzemocą. Trisha Prabhu, bo tak nazywa się laureatka Google Science Fair 2014 skonstruowała dwa programy, które mają wykrywać krzywdzące wiadomości pozostawiane w sieci i alarmować o nich.

Ja tymczasem chcę opowiedzieć Wam o moim narzędziu do walki z cyberprzemocą, które stworzyłam, gdy zorientowałam się, że moja 14-letnia córka jest sprawcą cyberprzemocy. Tak, nie przesłyszeliście się: sprawcą.

Długo zastanawiałam się, czy o tym opowiedzieć i postanowiłam, że to zrobię, ponieważ nic tak nie przemawia do wyobraźni jak przykład wzięty z życia. A jeżeli mój tekst może przyczynić się do walki z cyberprzemocą to wątpliwości zupełnie znikają.

Historia zdarzyła się kilka miesięcy temu, ale pamiętam ją jak dziś. Któregoś dnia znajoma zaalarmowała mnie, że moja córka niepokojąco zachowuje się na facebooku: na tablicy jakiegoś chłopca zostawia niegrzeczne komunikaty. Brzmiały doprawdy nieciekawie. Były obraźliwe i wulgarne. W tym samym czasie tablica chłopca była spamowana przez inne osoby – jak się potem okazało – z tej samej klasy. Wyglądało to na e-lincz chłopaka przez kilkuosobową grupę rówieśników.

Gdy to zobaczyłam, zrobiło mi się słabo. Przez myśl mi nie przeszło, że moja córka jest do tego zdolna. Była w szkole, trwała akurat ostatnia lekcja. Napisałam do niej smsa, że ma natychmiast usunąć wszystkie posty, które zostawia na tablicy tego chłopca i że mają to również zrobić jej koledzy i koleżanki uczestniczący w tym e-linczu. W przeciwnym razie zawiadamiam policję.

Gdy przyszła do domu, już w biegu zaczęła tłumaczyć, że to nieporozumienie, że owszem, wypisywała razem z kolegami takie rzeczy, ale to były żarty. Ten chłopak, którego ja potraktowałam jak ofiarę cyberprzemocy  jest w rzeczywistości klasowym dowcipnisiem – śmiał się z tego i nic sobie z obelg nie robił. Ufam córce i wiem, że nie okłamała mnie, ale te tłumaczenia zupełnie do mnie nie trafiły.

Wytłumaczyłam jej, że dyskredytowanie, poniżanie, szykanowanie jest absolutnie niedopuszczalne i nie można takiego zachowania niczym usprawiedliwić.

Jest niedopuszczalne, nawet jeżeli jest żartem i psikusem, osoba dopuszczająca się tego ma tzw. dobre intencje, a osoba odbierająca to twierdzi, że nie dotyka jej to.

– Fakt, że ten chłopak śmiał  się z tego może oznaczać, że robił tzw. dobrą minę do złej gry, abo chciał zwrócić na siebie uwagę, ale taki sposób jest bardzo złym sposobem i nie powinnaś w tym uczestniczyć. Jedziemy teraz do babci na obiad i porozmawiamy o tym w większym gronie.

Córka błagała mnie, żeby ten temat pozostał między nami, żebym nie angażowała w to pozostałych członków rodziny: taty, babci, dziadka, mojej siostry i brata. Byłam nieugięta.

– Beztrosko wypisywałaś to na Facebooku, było to więc dostępne dla wszystkich twoich znajomych oraz ich znajomych. Nie stanowiło to dla ciebie żadnego problemu. Poniesiesz teraz konsekwencje i zderzysz się z tym również na żywo, w realu.

Całą rodziną usiedliśmy przy stole i debatowaliśmy nad cyberprzemocą, której dopuściła się nasza nastolatka.

Córka była zdruzgotana. Wciągnęłam w to całą rodzinę, rozmawialiśmy o tym tak jakby wydarzyło się coś okropnego, jakby zaraz miała przyjść po nią policja, cytowaliśmy sformułowania, których użyła, rozmawialiśmy o homofobii, o obrażaniu, dziwiliśmy się, jak można wypisywać o kimś tak niegrzeczne rzeczy, zastanawialiśmy się, co mamy teraz  z tym począć. Nastolatka paliła się ze wstydu, zażenowania i upokorzenia. Zwłaszcza, że czuła że nie zasługuje na to, bo w jej mniemaniu to były żarty.

– Mamo, chciałabym zapaść się pod ziemię –  płakała, gdy wróciliśmy do domu.

Położyła się do łóżka, nie chciała nic jeść ani pić, leżała wpatrzona w jeden punkt, aż w końcu uciekła w sen.

Zaglądałam do niej, czuwałam, serce mi się krajało, bo wiedziałam, jak to przeżywa. Podejrzewam, że to był jeden z najgorszych dni w jej życiu. Obawiałam się, że trochę w swojej reakcji przesadzam, ale jednocześnie czułam, że dobrze postępuję.

Chciałam, żeby to doświadczenie nią wstrząsnęło, żeby dobrze to zapamiętała.

To był mój sposób, który niekoniecznie musi się sprawdzić w innych sytuacjach. W przypadku mojej córki, która potrafi bronić swojego zdania jak lwica, zwykła rozmowa nie podziałałaby, starałaby się zmieść wszystkie moje argumenty („Mamo, to były zwykłe żarty”,  „Mamo, nie przesadzaj, daj spokój.” itd). Dlatego czułam, że nie mam innego wyjścia: muszę użyć ciężkiego kalibru.

Następnego dnia, kiedy emocje już opadły, wróciłam do tej rozmowy i powiedziałam, że właśnie tak – czując kompletne przygnębienie, zdruzgotanie i chęć zapadnięcia się pod ziemię czują się osoby, które są ofiarami cyberprzemocy. Że nigdy, ale to przenigdy nie może być po drugiej stronie i dokładać do tego zjawiska swojej cegiełki.

Zrozumiała. Rozmawiałyśmy o tym jeszcze nie raz.

*

Kilka miesięcy temu w tekście 11 wskazówek jak wychować przedsiębiorcze dziecko pisałam o tym, że nie można bagatelizować najmniejszej nawet kradzieży i opowiedziałam Wam historyjkę:

Syn mojej znajomej pochwalił się kiedyś mamie, że razem z kolegami ukradł w sklepie batonika, każdy po jednym, dla siebie. Tak, tak: pochwalił się, opowiadał o tym mamie jako o akcie zaradności, odwagi i sprytu. Wiecie, co zrobiła moja znajoma?

Kazała iść synowi do sklepu, podejść do każdej obecnej w sklepie ekspedientki, powiedzieć o swoim zachowaniu, przeprosić i wręczyć jej po kwiatku  (kupionym za kieszonkowe).

Syn błagał matkę o litość, prosił by mu darowała, że kupi JEJ wieeeeelki bukiet róż!  Że to przecież tylko jeden mały batonik wart złotówkę!

Kobieta była nieugięta. Wiedziała, że jeżeli teraz ujdzie mu płazem „drobna” kradzież, to potem nie będzie miał problemów, by dokonać kolejnej.

Gdyby wszyscy rodzice byli tacy, nie byłoby ani złodziei ani złodziejów!

 Podobnie jest w każdej innej kwestii łamania prawa. A cyberprzemoc jest łamaniem prawa. Jeżeli chcecie więcej dowiedzieć się o tym, czym jest cyberprzemoc polecam tę stronę helpline.org

Nie bagatelizujmy najmniejszych nawet przejawów cyberprzemocy. Jeżeli rodzic nie interweniuje, daje tym samym dziecku zielone światło na takie zachowanie.

Należą do nich np. sytuacje, w których dzieci publikują na Facebooku kompromitujące zdjęcia koleżanek, zostawiają na blogach obraźliwe komentarze itd. Warto co jakiś czas monitorować portale społecznościowe, na których udzielają się nasze dzieci: ich askowe, instagramowe i facebookowe tablice. Pisałam o tym też w tekście Uzależnienie dziecka od Internetu – 5 wskazówek, jak do tego nie dopuścić. Pisząc „podglądać”, mam  na myśli zaglądanie na to, co publicznie udostępniają, bo jestem przeciwna wkradaniu się na społecznościowe konta i do telefonów dzieci, bo uważam, że należy szanować ich prywatność i tajemnicę korespondencji. Kluczem jest też oczywiście relacja, czyli rozmawianie z dziećmi i bycie z nimi w kontakcie. Pisałam o tym tutaj Jak rozmawiać z dzieckiem, a zwłaszcza z nastolatkiem?

Zapraszam Was do dyskusji: jestem ciekawa co o tym sądzicie, czy macie na ten temat jakieś przemyślenia albo – czego oczywiście nie życzę – doświadczenia?

*

Wracając do mojej córki, wszystko się ułożyło. Wie, że z cyber-huligaństwem nie ma żartów. Zaś z chłopakiem: „bohaterem” wpisu pozostaje w dobrych relacjach, czyli najwyraźniej rzeczywiście były to głupie żarty. Na tyle głupie, że nie wyobrażam sobie, że miałabym na nie nie zareagować.

Komentarze: