Nie jest dobrze. Nie dość, że moje dzieci, mimo mnóstwa przeciwwskazań, które przedstawiłam Wam kilka tygodni temu (vide: Trzynaście powodów, dla których nie należy dawać dzieciom Lego) ukradkiem, gdy nie widzę, bawią się tymi klockami, to jeszcze wybierają modele typowo chłopięce. Boję się, że mogą mieć z tego powodu w dorosłym życiu psychologiczne i tożsamościowe problemy 🙁
Wóz strażaki, strażak i płonący dom. To zabawki moich dzieci. Nie mam ani jednego syna. Mam dwie córki. Moje córki mają chłopięce zabawki 🙁
Śmieciarka 🙁
Żeby chociaż obok leżała jakaś lalka, która chce wyrzucić śmieci. Albo lalka, która boryka się z pożarem śmieci. A tu nic, żadnej lalki z problemami, której na pomoc przybędzie mężczyzna 🙁
Kolejny wóz strażaki, tym razem mały. Przecież takie zabawki są niezgodne z płcią biologiczną moich córek. Wizyta u psychiatry nieunikniona 🙁
Samolot. Dobrze, że chociaż ma pastelowe kolory, można uznać, że dziewczyńskie. Tli się promyk nadziei.
Juuuuuuuu! Pomoc nadlatuje! Dostawa lalek!
Uff! Samochód, ale przynajmniej różowy! Jest nadzieja: będą z nich ludzie. Oraz kobiety.
Zamyśliłam się nad losem współczesnych dzieci skażonych ideologią gender, nie wiedząc, co córki przyniosły mi na stół. Koparka? To już przegięcie 🙁
Jak nikt nie patrzy, to udaję, że jestem chłopakiem i trochę się bawię….
Mina zupełnie nieadekwatna do treści wpisu (gdy zostałam uchwycona w obiektywie, myślałam o tym, że zaraz będę mogła w końcu poprasować). Wstawiam to zdjęcie w ramach ciekawostki: otóż ilekroć patrzę na nie, boję się, że zaraz zrzucę ze stołu moją ulubioną filiżankę 🙂
Nuuuuda.
Piszcie, jak sytuacja wygląda u Was, a ja tymczasem pójdę pomajstrować do garażu 🙂