1. Z Lego można nie tylko budować, z Lego można się również ubrać! Pół roku temu córki wymyśliły jak urozmaicić mój nudny outfit na wystąpienie Geek Girls Carrots i zrobiły mi biżuterię z Lego. Poprosiłam je jeszcze o torebkę albo chociaż buty, ale nie było już czasu, poszłam więc boso 😉

lego nishkaZdjęcia: torebka Lego: tu, buty Lego: tu, Nishka: Paweł Tadejko.

Nadeszły wakacje, dużo wolnego czasu. Co powiecie na to, że co jakiś czas będę podsuwać Wam pomysły na ciekawe zabawy, w które możecie bawić się ze swoimi dziećmi lub małżonkami?

Dziś uwadze polecam „Wywożenie martwych zwierząt z ZOO”: zabawę wymyśloną w weekend przez moje córki i znajomych, którzy u nas gościli.

W sklepach, autobusach i internetach dobiegają mnie fragmenty rozmów: Co kupić dziecku w prezencie? Czy LEGO ucieszy nastolatka? Chcę wtedy włączyć się do rozmowy i krzyknąć: TAK! Moje dzieci od lat jako prezenty urodzinowe i gwiazdkowe wskazują właśnie klocki LEGO! To bardzo dobry pomysł na prezent!

legoblysk
Dziś jednak doznałam iluminacji i przejrzałam na oczy. Zdekonstruowałam całą tą marketingową otoczkę, którą karmią się miliony ludzi na całym świecie. Zrozumiałam, że LEGO jest prezentem absolutnie niewskazanym zarówno dla dzieci, jak i dla rodziców. Co więcej: LEGO wyrządza ludziom więcej krzywdy niż pożytku.

Jestem przekonana, że się ze mną zgodzicie! Posłuchajcie: 

Listopad to miesiąc, w którym wszystkie moje dzieci, matki i mężowie obchodzą urodziny lub imieniny. Młodsza córka chce dostać w prezencie urodzinowym klocki lego. Wybraliśmy odpowiednie modele (zgodnie z życzeniem: wóz strażacki i śmieciarkę, taka sytuacja), złożyliśmy zamówienie, dokonaliśmy opłaty: wszystko w sklepie internetowym.

— A dlaczego nie w normalnym sklepie? — dopytuje dziecko.

Planując wyjazd na Łotwę, mąż w pewnym momencie pół żartem, pół serio, głośno zastanowił się:

– Cholera wie, kto mieszka na tej Łotwie, może tam jest niebezpiecznie? Muszę wziąć ze sobą chociaż jakiś scyzoryk.

Córki usłyszały to i wzięły sobie te słowa do serca. Kilka dni później spakowani siedzieliśmy już w samochodzie i jak to zwykle u nas w takich momentach bywa, kilkakrotnie wracaliśmy się do domu, zwłaszcza ja, nękana kompulsjami (Czy wyłączyłam żelazko? Czy na pewno wzięłam z domu młodsze dziecko?). Dziewczyny za to o dziwo siedziały z tajemniczymi minami na tylnych fotelach samochodu, coś jakby przed nami ukrywając. Dostrzegam to dopiero teraz, wtedy byłam zbyt zaaferowana zbliżającą się podróżą. Otóż moje córki wiozły ze sobą miecze.

O ich istnieniu dowiedziałam się dopiero na łotewskiej plaży.