Ugryźmy się w język, zanim nazwiemy dziecko niegrzecznym

Dziecko nie jest damą ani dżentelmenem, lecz dzieckiem. Ugryźmy się w język, zanim nazwiemy je niegrzecznym.

Zawsze posłuszne i ułożone. Znacie takie kilkulatki? Które to zawsze idealnie potrafią zachować się przy stole, nie brudzą, a jeżeli jakiś kawałek jedzenia wymsknie się im poza talerz, to po chwili nań wraca, sprytne rączki wycierają sos z obrusu, a buźka uprzejmie dodaje:

– Przepraszam, droga mamo. To się więcej nie powtórzy.

Pytane: zawsze udzielają odpowiedzi, oczywiście stosując poprawne konstrukcje gramatyczne. Nigdy nie są wścibskie, za to zawsze bardzo uprzejme, znają świetnie zasady savoir vivre, mają doskonałe wyczucie sytuacji, klasę. Nie zadają trudnych pytań, grzecznie siedzą na krzesełku podczas całego posiłku, niezależnie od tego, ile trwa i z ilu dań się składa. Słowem, mali dżentelmeni i małe damy.

Nie znacie, bo takie kilkulatki nie istnieją. No chyba, że trafiliście na zaprogramowane roboty, którym rodzicie programiście wbijali, że najważniejsze, ale to najważniejsze synu jest bycie grzecznym, kulturalnym i uprzejmym. Nic innego się nie liczy, mój mały dżentelmenie i moja mała damo.

*

Nie zapomnę, jak wybrałam się z moją 5-letnią wówczas córką do psychologa. Psycholog nie chciała rozmawiać z moją córką, tylko ze mną. Poprosiłyśmy więc, żeby grzecznie porysowała w pokoju obok. W pewnym momencie drzwi znów się uchyliły i drugi już raz w ciągu pół godziny zobaczyłam moją córkę stojącą z kartką papieru. Nie ukrywam, że zdenerwowałam się.

— Dlaczego znów przychodzisz? Przecież i ja i pani psycholog prosiłyśmy cię, żebyś przyszła dopiero, kiedy cię zawołamy. Czy naprawdę nie możesz przez chwilę grzecznie porysować i dać nam porozmawiać? Widzi pani, ona właśnie taka jest – zwróciłam się do psycholog. –  Proszę ją o coś, a ona nie może uszanować mojej prośby i robi swoje. Nie mam już do niej siły – pożaliłam się.

— Jest pani z siebie zadowolona? — spytała mnie psycholożka, gdy córka wyszła w pokoju.

— Tak. Byłam kategoryczna i córka od razu o dziwo posłusznie wyszła.

— A moim zdaniem zachowała się pani nieodpowiednio.

— Jak to? Jak więc powinnam się zachować? Pozwolić jej tu być razem z nami, mimo że na początku poprosiłyśmy, żeby była w innym pomieszczeniu? Starałam się być konsekwentna.

— Mogła pani zainteresować się dzieckiem i spytać, co za rysunek trzyma w ręku. Zapewne narysowała go dla pani lub dla mnie. Należało ten rysunek wziąć i pięknie jej podziękować. Spojrzeć na to jak na miły gest dziecka, a nie zachowanie natręta. Następnie powiedzieć, że jest pani z niej dumna, że potrafiła przez pół godziny tylko dwa razy do nas przyjść. Tak, tak, TYLKO dwa razy. A według pani przekazu było to AŻ dwa razy. Przecież to jest kilkuletnie dziecko, nie można oczekiwać od niego, że usiedzi długi czas w miejscu. Siedziało samo, rysowało, chciało pokazać nam co rysowało, wystarczyło docenić je, pochwalić, a ono pewnie na skrzydłach poszłoby rysować kolejny rysunek. Pani tymczasem zamknęła ją w klamrze niegrzecznego dziecka.

— Rzeczywiście… — zastanowiłam się. Jak łatwo jest spojrzeć na tę samą sytuację, na tego samego człowieka w zupełnie odmienny sposób. Jak łatwo przykleić dziecku etykietkę niegrzecznego.

Owszem, gdyby naszą rozmowę dwukrotnie chęcią pokazania rysunku przerywała moja „aktualna” córka, czyli 11-latka, to byłoby to już nie miejscu, bo od takiej dziewuchy można już oczekiwać tego, że wysiedzi w obcym miejscu pół godziny w samotności. Ale 5-latkowi może to przyjść z nie lada trudem i jako rodzic powinnam to rozumieć.

Tak jak i 1,5-roczne dziecko, które rozrzuci świeżo uprasowane i ułożone w kosteczki pranie. Ono nie jest ani niegrzeczne ani nie ma złych intencji. Po prostu obserwując, jak mama zaangażowała się w zabawę w budowanie tej wieży z ubrań, a teraz poszła na chwilę schować się do innego pokoju (pewnie bawi się w „akuku?”), chce też się włączyć do zabawy i tę wieżę z ubrań zburzyć! Hurra, ale fajnie! I lecą spodnie! I sukienka! I sweterek! Jupi!!

Tak jak moim nastoletnim córkom nie darowałabym braku ogłady i nieuprzejmego zachowania wobec np. babci czy pani w sklepie, tak identyczne zachowanie w wykonaniu 3-latka nawet nie nazwę brakiem ogłady lecz zwykłą dziecięcą ciekawością świata lub prostolinijnością.

Dzieci znajdują się w ściśle określonych, niezależnych od ich chęci, lecz podyktowanych naturą fazach rozwojowych. Są takie, których nie da się przeskoczyć. Przykładowo, to zupełnie naturalne i nie ma w tym NIC dziwnego, że:

  • niemowlę chce być noszone i nie lubi długo leżeć samo w łóżeczku, bo bardzo potrzebuje dotyku mamy i w żadnym wypadku nie oznacza to, że MANIPULUJE rodzicem
  • 1,5 – roczne dziecko dużo piszczy, krzyczy i rzuca jedzeniem i bardzo niecierpliwi się i złości – po prostu jest w takiej fazie rozwojowej i jest to naturalne, a nie niegrzeczne.
  • 2- letnie dziecko ma ogromne poczucie własności, rozgraniczania tego co jest „moje”, a co „twoje” więc wymaganie od niego, by dzieliło się z innymi i nazywanie niegrzecznym egoistą, gdy tego nie robi, jest bardzo nie na miejscu. Ono jest po prostu w takim okresie życia, że musi zamanifestować swoją autonomię. Dajmy mu na to szansę.
  • 3- latek to wulkan emocji, któremu wydaje się, że może decydować o wszystkim (to potem wraca, ja aktualnie przeżywam to ze swoimi nastoletnimi córkami 🙂 ) Dajmy mu więc szansę na podejmowania tych decyzji. Oczywiście obszar, po którym mogą w kwestii decydowania poruszać się jest uzależniony od wieku. Trzylatek nie może zdecydować o tym, czy iść teraz na ulicę czy zostać na placu zabaw, ale już w kwestii ubrań, np. tego czy nałoży czerwone rajstopki czy niebieskie, jak najbardziej. Gdy dasz mu wybór, kładąc przed nim dwa kolory ubrań, poczuje, że ma wpływ na otaczającą rzeczywistość.
  • 4-latek fantazjujący i żyjący w świecie wyobraźni: gdy opowiada nam o swoich niewidzialnych przyjaciołach to jak najbardziej mieści się to w tak zwanej normie rozwojowej, nie nazywajmy więc go niegrzecznym kłamczuchem
  • 5-latek zadający tysiące pytań (również tych w stylu „Czy ta pani jest w ciąży skoro ma taki wielki brzuch?” lub „Dlaczego ten pan tak śmierdzi?”),  którego na dodatek wprost roznosi energia, tak, że czasem nie może usiedzieć w miejscu – on jest „normalnym”, typowym 5-latkiem, a nie niegrzecznym i krnąbrnym dzieciakiem.

A skąd ja to wszystko wiem? A dlaczego jestem taka mądralińska? Ano bo przeczytałam wczoraj książkę, którą kilka dni temu wysłała mi moja Czytelniczka: Monika Janiszewska, którą napisała razem z Małgorzatą Bajko: psychologiem i psychoterapeutą, mianowicie: „(NIE)grzeczni?”.

Jeżeli lubicie mój styl pisania, książka przypadnie Wam do gustu, bo jest napisana w formie anegdotek ukazujących różne sytuacje z punktu widzenia rodzica i dziecka. Zaskakujące, rozśmieszające, wprawiające w zadumę. Autorki opisują różne sytuacje z życia wzięte, w stylu „Dziecko nie podziękowało za prezent”, „Opowiedziało wierszyk o puszczaniu bąków”, „Spytało, dlaczego w autobusie pan tak śmierdzi” i wiele innych i ukazane są dwa punkty widzenia: dziecka i rodzica. Następnie komentarz psychologa. 🙂 Nie ma w niej gotowych rozwiązań podanych na tacy, nie ma nachalnego wciskania jedynie słusznej drogi, za to jest zachęcanie do bacznego wsłuchania się w to, co dzieci chcą nam zakomunikować. Skierowana jest przede wszystkim do rodziców dzieci w wieku wieku 0-6 i opisuje w przystępny sposób, w jakiej fazie rozwojowej: znajdują się dzieci w konkretnym wieku i w związku z czym czego można się po nich spodziewać, słowem: jak widzą i rozumieją świat.

Opisane w niej historyjki dobitnie pokazują, że często wymagamy od kilkulatków zachowań, których sami nie zawsze przestrzegamy (empatia, wznoszenie się ponad swój własny interes, dyskrecja, wyczucie chwili itp.). Oczekujemy od dzieci, by nie wybrzydzały przy stole i gdy marudzą na szpinak, wzdychamy, jakie to wybredne i niegrzeczne, a tymczasem wyobraźcie sobie, że znajdujecie się w innym kraju, w którym na stole ląduje upieczony żółw lub kot. Na samą myśl aż się wzdrygacie, prawda? I teraz zrozummy, że tak samo wzdryga się nasze dziecko na myśl o szpinaku. 😉 Warto to przemyśleć. 🙂

Książka kosztuje z przesyłką około 25 zł, np. tutaj, moim zdaniem cena warta tego, żeby nasze dzieci stały się wreszcie w naszych oczach „grzeczne”. 🙂
Pokażę Wam w kilku zdjęciach, które wysłała mi Monika, jej klimat:

Jak kiedyś mądrze zauważył Korczak: nie ma grzecznych dzieci, są tylko wygodne. Dzieci, które cichutko siedzą w kąciku, poskramiają swoje emocje i uczucia (nigdy się nie denerwują, nie płaczą, nie krzyczą) wewnętrzne zewy (ruch, energia, szczerość, prostolinijność, mówienie co ślina na język przyniesie), to nie są dzieci „grzeczne”, to są dzieci wygodne – ale nie dla siebie, lecz dla rodziców.

Serio, warto czasem spuścić nieco powietrza i zmniejszyć między nami a dziećmi dystans, nie przemawiać do dziecka z mównicy, by nas słuchało i ceniło. Nie oczekiwać, że będzie małą damą czy dżentelmenem, lecz po prostu: dzieckiem. Warto w stosunku do kilkulatka przestać być mamą guwernantką i zacząć być zwykłym, empatycznym rodzicem.

Komentarze: