Nie przejmuj się, gdy zakochanie mija

Zakochanie, czyli motylki w brzuchu, stan euforii i rozanielenia na myśl o drugiej osobie, rozpierająca chęć bycia blisko niej, erotyczne oszołomienie i inne objawy tzw. miłosnej gorączki w żadnym związku nie utrzymują się wieczność. Ba, trwają zwykle maksymalnie dwa, trzy lata.

Zanim podejmiemy decyzję o rozstaniu, może warto przekonać się, co czeka nas dalej: gdy zostaniemy ze sobą. Bowiem miłość nie musi kończyć się wraz z końcem zakochania.

Psycholodzy społeczni mówią o dwóch ważnych fazach miłości.

Pierwsza faza miłości: passionate, czyli oszołomieni miłością

Ogień, pasja, namiętność. Tęsknota za drugą połową, chęć bycia blisko niej, obsesyjne wręcz myślenie o niej, radość i euforia na jej widok, smutek gdy jest daleko. Dominującą więzią jest więź seksualna. Co ciekawe, ów miłosny haj jest w dużym stopniu związany z chemią naszego organizmu, a dokładniej ze wzrostem poziomu fenyloetyloaminy, która wprowadza nas w stan oszołomienia. Ta faza trwa zwykle maksymalnie trzy lata.

Miłosna gorączka opada

Nagle okazuje się, że nie wystarczy już zwykły dłonią dotyk dłoni, by nasze ciało przebiegł dreszcz. Że nie biegniemy jak na skrzydłach na każde spotkanie pokonując wszelkie przeciwności losu. Że nie skaczemy z radości na myśl o spotkaniu i nie markotniejemy, gdy okazuje się, że do niego nie dojdzie.

Wielu ludzi interpretuje ten moment jako koniec miłości. Coś się między nami wypaliło. Kiedyś bardziej mnie kochałaś. Kiedyś bardziej ci się podobałam. I rozchodzą się każdy w swoją stronę.

Dlaczego? Dlatego, że nikt im nie powiedział, że po fazie passionate, czyli tzw. miłości namiętnej jest jeszcze jedna, równie ciekawa faza!

Druga faza miłości: companionate, czyli towarzysze życia

Tak wiele nas łączy: wspomnień, doświadczeń, ludzi, przedmiotów. Lubimy się przecież, lubimy spędzać ze sobą czas. Staliśmy się częścią swoich żyć, prowadzimy wspólne życie. Zaczyna dominować więź oparta na wzajemnym zrozumieniu, zgraniu, przyzwyczajeniu, sympatii, zaufaniu. Słowem, jesteśmy kompanami, towarzyszami wspólnych życiowych przedsięwzięć i projektów. Oczywiście o tę relację trzeba zadbać, nie przychodzi dana z góry. (Wkrótce i o tym napiszę).

Niczym brat i siostra

W pewnym momencie pojawia się ryzyko przekształcenia się związku w relację siostrzano-braterską. Jest to oczywiście miły stan, świadczący o bliskości, luzie i silnej więzi na dobre i złe. Jednak warto zadbać o to, żeby nie stać się już zupełnie li tylko kompanami i kumplami i nie zrywać zupełnie więzi seksualnej:). Namiętność jest ważnym elementem stabilności i trwałości związku.

W poszukiwaniu miłości

Chcę podkreślić, że ten tekst nie ma na celu krytykowanie osób, które często wchodzą w nowe związki, bo uwielbiają stan zakochania. Absolutnie nie! Nic na siłę i dajmy sobie święty spokój.

Ten tekst powstał, by podnieść na duchu osoby, które są w dobrych związkach, z ludźmi, z którymi przez długi czas były szczęśliwe, a teraz zastanawiają się: „W którym momencie popełniliśmy błąd? Gdzie jest nasza miłość?” Otóż najprawdopodobniej Wasza miłość nie zniknęła, a jedynie weszła w nową fazę.

Zakończę cytatem z Hipolita Taine, czyli XIX-wiecznego filozofa, który tak oto kiedyś rzekł:

Obserwujemy się przez cztery tygodnie,
kochamy się przez cztery miesiące,
kłócimy się przez cztery lata,
tolerujemy przez czterdzieści lat.

Zapraszam też do lektury tekstu: Miłość jak narkotyk. Uzależniająca moc miłości. 🙂

Komentarze: