Szczęściara ze mnie: urodziłam dziecko przed 2007 rokiem. Dzięki temu sama mogłam zdecydować, czy jako 6-latek pójdzie do szkoły, czy jeszcze zostanie w przedszkolu. Osoby, które zostały rodzicami później ode mnie, najprawdopodobniej nie będą miały prawa wyboru ponieważ zgodnie z reformą, od września 2014 obowiązek szkolny będzie dotyczył każdego 6-latka (które, jeżeli urodziło się pod koniec roku, będzie de facto 5-latkiem). Walczą o to, uruchamiając akcję „Ratuj Maluchy i starsze dzieci też!”. Jednym z głównych celów inicjatywy jest ostateczne odwołanie przez rząd reformy obniżenia wieku szkolnego. Jestem za.
Dzieciństwo powinno być jak najdłużej czasem beztroski i wolności.
Wolności od:
– przymusów (kilka godzin w ławce w ciszy i bezruchu. A jak to robić, jak energia wprost człowieczka rozrywa?)
– stresów (nowe otoczenie: duża szkoła z setką, tysiącem dzieci)
– hałasów (byliście kiedyś na przerwie w szkole podstawowej?)
– obowiązków (prace domowe, czyli szkoła przeniesiona do domu. A gdzie czas na zabawę?)
– niedogodności (ciężki plecak)
Gdy się nad tym zastanawiałam, doszłam do wniosku, że oprócz opóźniania momentu pójścia do szkoły, możemy jeszcze na inne sposoby URATOWAĆ MALUCHY. Oto moje postulaty:
Dajmy dzieciom święty spokój.
Nie pomagajmy na siłę niemowlęciu w stanięciu na własnych nogach lub postawieniu pierwszego kroku. Nie stymulujmy go, żeby „nie zapóźniło się w rozwoju”. Nie każmy mu „trenować czystości”, by jak najszybciej pożegnało się z pieluszkami. Ono zrobi to wszystko w najlepszym dla siebie momencie. Zaufajmy indywidualnemu rytmowi dziecka.
Nie fundujmy kilkulatkowi masy dodatkowych pozadomowych zajęć, nie wypełniajmy mu szczelnie tygodniowego grafiku: salsą, tenisem, taekwondo, czteroma językami obcymi, grą na flecie. Jedno wystarczy.
Zwolnijmy. Nie każmy dzieciom wyścigować się.
Nie bądźmy taksówkarzem swojego dziecka wożącym go od jednych zajęć do drugich. Wyleczmy się z obsesji ciągłego rozwoju i doskonalenia naszych dzieci.
Wystarczy, że stworzymy mu dobre warunki do rozwoju: zapewnimy zdrowe jedzenie, wystarczającą ilość snu, spacery na świeżym powietrzu i rozbudzimy sympatię do książek. Reszta przyjdzie sama. Dziecko na pewno skorzysta na tym najlepiej jak można. Dajmy mu poznawać świat we własnym tempie.
Zapewnijmy dzieciom… wolny czas.
Niech ma czas na zabawę, lenistwo i nudę. Niech robi, co chce.
Świetnie sytuację współczesnych dzieci oddaje rysunek satyryczny z New Yorkera. Dzieci stoją na placu zabaw i zerkają na swoje terminarze. Jedno mówi do drugiego:
– Mhm. Mogę cię wpisać na spontaniczną zabawę w następny czwartek o szesnastej.