Nowa edukacja seksualna czy stare lekcje WDŻ, czyli „Wychowania do życia w rodzinie”? Ten temat wzbudza od kilkunastu tygodni wiele emocji i dzieli ludzi na dwa fronty. 

Z jednej strony przeciwnicy edukacji seksualnej, zdaniem których demoralizuje i seksualizuje młodzież i dzieci. Z drugiej strony zwolennicy, według których jest wprost przeciwnie: uczy asertywności seksualnej, stawiania granic, odpowiedzialności i przeciwdziała seksualizacji.
Jako że tekst jest długi, postanowiłam przełamać go pikantnymi zdjęciami. 🙂


Gdy myślałam dziś o rozdzielonych w poznańskim ZOO zakochanych osiołkach, przypomniałam sobie opowiadanie Stanisława Lema „Seksplozja” z książki „Doskonała próżnia”.

Mężczyzna zwiedzający podziemie jednego z wieżowców, natrafia na ostatnie świadectwo istnienia seksu. Ostatnie, bo teraz seksu już nie ma. Seks przestał istnieć. Znikł po tym jak w 1998 roku z tajnych laboratoriów wojskowych wydostała się substancja chemiczna NOSEX pozbawiająca ludzkość popędu płciowego.

Kiedy trzy miesiące temu pisałam tekst określający malowanie paznokci małym dziewczynkom jako jeden z przejawów zjawiska seksualizacji dzieci, mąż ostrzegał mnie:

— Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Uderzysz tym tekstem w tkwiące w wielu ludziach od stuleci proste mechanizmy atawistyczne, na których budują swoją rzeczywistość i możesz potem tego żałować, spotka cię zemsta.

Byłam pewna, że przesadza. A jednak: nie mylił się.