Nowa edukacja seksualna czy stare lekcje WDŻ, czyli „Wychowania do życia w rodzinie”? Ten temat wzbudza od kilkunastu tygodni wiele emocji i dzieli ludzi na dwa fronty.
Z jednej strony przeciwnicy edukacji seksualnej, zdaniem których demoralizuje i seksualizuje młodzież i dzieci. Z drugiej strony zwolennicy, według których jest wprost przeciwnie: uczy asertywności seksualnej, stawiania granic, odpowiedzialności i przeciwdziała seksualizacji.
Jako że tekst jest długi, postanowiłam przełamać go pikantnymi zdjęciami. 🙂
Półtora tygodnia temu w Warszawie odbyła się manifestacja „Stop Deprawacji w Edukacji”. Była odpowiedzią na zapowiadaną przez MEN zmianę podstawy programowej przedmiotu WDŻ. Demonstrujący, niosąc transparenty z hasłem „Nie dla seksualizacji naszych dzieci” protestowali przeciw wprowadzeniu do szkół edukacji seksualnej, która ich zdaniem niesie ze sobą epatowanie permisywną seksualnością mogącą mieć katastrofalne skutki dla dzieci i młodzieży.
Głównym inicjatorem zmian jest Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz działająca przy niej Grupa Edukatorów Seksualnych PONTON, którzy od lat, m.in. spotykając się z kolejnymi ministrami edukacji narodowej, działają w celu wprowadzenia w polskich szkołach neutralnej światopoglądowo edukacji seksualnej, zgodnej ze standardami WHO, czyli Światowej Organizacji Zdrowia. Rozmawiam o tym z Anką Grzywacz, od 15 lat związaną z Federacją.
fot. Iwona Bukowska-Jarosz
Nishka: Co niepokoi Was w WDŻ-cie, czyli lekcjach wychowania do życia w rodzinie?
Anka Grzywacz: Po pierwsze, zajęć WDŻ-u w wielu szkołach nie ma, są nieobowiązkowe i często nie odbywają się. Po drugie, jeżeli odbywają się, to często nie odpowiadają standardom wiedzy i rzetelności.
→ Raport: jak wygląda edukacja seksualna w polskich szkołach
→ Raport: analiza merytoryczna podręczników do przedmiotu WDŻ oraz wybrane cytaty z podręczników
→ Artykuł: lekcje WDŻ ciągle pełne uprzedzeń i kłamstw
Po trzecie, problematyczna jest nazwa przedmiotu. Żyjemy w XXI wieku i nie wszyscy ludzie, którzy tworzą związki uczuciowe i seksualne żyją w rodzinie, przez co – na podstawie lektury podręczników do tego przedmiotu – rozumie się małżeństwo z dziećmi.
Udając, że tak jest, wiele spraw jest zamiatanych pod dywan, chociażby to, że wiele osób współżyje przed ślubem albo że w ogóle nie zawiera związków małżeńskich: nie formalizuje ich albo wychowuje dzieci samotnie. Przedmiot powinien nazywać się „Edukacja seksualna”, nawet nie „Wychowanie seksualne” bo tę rolę powinni mieć rodzice i opiekunowie. To rolą rodziny jest wychowanie rozumiane jako przekazywanie wartości, przekonań, spojrzenia na ludzką seksualność, ludzkie związki, rolę małżeństwa. Natomiast rolą szkoły jest edukacja: przekazywanie wiedzy i umiejętności: np. asertywnych, komunikacyjnych, stawiania granic, rozumienia granic. Edukacja seksualna powinna przebiegać na linii dom: szkoła i uzupełniania się tych dwóch elementów. Szkoła: uczy, dom: wychowuje.
→ artykuł: Zdemoralizowana młodzież, czyli jak rozmawiać z nastolatkami o seksie?
→ artykuł: pomysł na powołanie Narodowego Instytutu Programów Wychowania i Podręczników, przywracającego szkole funkcję wychowawczą, wzmacniającego pozycję nauczycieli i uniezależniającego ich od woli rodziców uczniów.
N: Co jest złego w podstawie programowej przedmiotu WDŻ?
AG: Podstawa programowa nie jest dostosowana do współczesnych potrzeb. Uważamy, że większy nacisk powinien zostać położony na prewencję seksualną oraz na nowe technologie i zjawiska internetowe typu sexting, szantaż przez internet, prostytucja przez internet, sprzedawanie nagich zdjęć, oglądanie przez dzieci i młodzież pornografii: tego w podstawie programowej nie ma i naszym zdanie należy to zaktualizować.
Niepokojące jest nazywanie rodziny z jednym rodzicem „rodziną niepełną”, co jest już samo w sobie oceną stygmatyzującą takie dzieci.
Brak ojca w rodzinie destrukcyjnie wpływa na rozwój dziecka i powoduje (…) wchodzenie w kolizję z prawem.
(fragment książki: „Wychowanie do życia w rodzinie”, F. Kalinowska, s. 20.)
→ Z badań GUS z 2014 roku wynika, że małżeństwa z dziećmi stanowią 53% rodzin; rodzice samotnie wychowujący dzieci: prawie 16 % ( 13,7% matki, 2% ojcowie), prawie 2% to rodzice żyjący w niesformalizowanych związkach. Średnio więc 5 dzieci w klasie może na lekcjach WDŻ- u poczuć się stygmatyzowana.
N: Czym różni się Wasza wizja edukacji seksualnej od wizji osób, które przeciw niej protestują?
AG: Głównym celem edukacji konserwatywnej jest nakłonienie młodzieży do zachowania abstynencji seksualnej aż do ślubu. Pomija się możliwość, że część młodzieży może nie posłuchać tych rad i zostawia się tę młodzież samą, nie mówi jej się o antykoncepcji albo mówi w sposób przekłamany, że np. prezerwatywy mają bardzo małą skuteczność. Osoby, które rozpoczną życie seksualne przed ślubem są stygmatyzowane: bo nie zachowały czystości seksualnej.
Po drugiej stronie jest comprehensive sexuality education, czyli holistyczna, całościowa edukacja seksualna. To nie jest edukacja permisywna. To jest edukacja, która uwzględnia rzeczywistość, czyli to że młodzież czasami zaczyna współżyć nawet w wieku lat 15. Takie są fakty. Z tymi dziećmi trzeba rozmawiać, nie można udawać, że to się nie dzieje i udawać, że młodzież czeka z seksem aż do ślubu. Świat się zmienił. Młodzież jest pod bardzo dużą presją jeżeli chodzi o rozpoczynanie życia seksualnego: presją rówieśników, presją mediów, to co widzą bardzo mocno w nich pracuje i mówi im, że powinni zacząć już współżyć, bo wszyscy inni to robią. I o tym też trzeba rozmawiać.
[su_highlight background=”#b9e8f6″ color=”#1d251a”]Grupa Edukatorów Seksualnych Ponton od ponad 10 lat wolontaryjnie prowadzi zajęcia z edukacji seksualnej w placówkach na terenie Warszawy i okolic.W trakcie 90 minut zajęć poruszane są następujące zagadnienia:
– „pierwszy raz”, czyli bezpieczna inicjacja seksualna z naciskiem na asertywność i umiejętność wyznaczania własnych granic,
– prawa seksualne człowieka w kontekście ochrony przed presją rówieśniczą na uprawianie seksu, elementy edukacji antydyskryminacyjnej,
– profilaktyka HIV/AIDS
– antykoncepcja: omówienie wszystkich znanych metody antykoncepcji zarówno hormonalne jak i naturalne metody planowania rodziny.[/su_highlight]
N: Jak młodzież reaguje na Waszych zajęciach?
AG: Edukacja, w którą wierzymy, oparta jest na szacunku do młodych ludzi, przekazaniu im rzetelnej wiedzy, odpowiadaniu na ich wątpliwości i pytania i rozmawianiu z nimi jak równy z równym, a nie traktowaniu ich z góry i mówieniu im jak mają żyć. Należy wierzyć, że młodzież potraktowana poważnie podejmie odpowiedzialne decyzje. Młodzi dziękują nam, że ktoś wreszcie potraktował ich poważnie. Dziękują nam również za to, że po raz pierwszy ktoś im powiedział, że mogą powiedzieć „NIE” na propozycję seksu.
N: Uczycie tzw. asertywności seksualnej.
AG: Mówimy im: masz prawo powiedzieć NIE, to jest twoje prawo. Możesz odmówić, wiedz, że masz czuć się komfortowo z decyzją o podjęciu życia seksualnego, nie może być na tobie wymuszona, nie możesz tego robić, bo chłopak każe dać ci dowód miłości lub koleżanki z klasy naciskają lub namawiają cię, żebyś już straciła dziewictwo. My idziemy tą drogą: rozmowy i uświadamiania. Tłumaczymy też, że wczesne rozpoczynanie życia seksualnego wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami i że w kontekście rozwoju psychoseksualnego nie jest to dobrą decyzją, żeby rozpoczynać życie seksualne w wieku lat 13 czy 15, że to za wcześnie.
N: Wczoraj przeglądałam podręcznik do zajęć WDŻ mojej córki, uczennicy gimnazjum i w rozdziale o antykoncepcji natknęłam się na fragmenty dyskredytujące osoby, które zamiast stosowania naturalnych metod planowania rodziny wybierają inny rodzaj antykoncepcji: te metody są demonizowane i przedstawione w kontekście skutków ubocznych. Gdybym była nastolatką i nie miała dostępu do innego źródła wiedzy, pomyślałabym, że antykoncepcja to ZŁO. Pigułka „dzień po” przedstawiana jest jako środek wczesnoporonny, co przecież nie jest zgodne z prawdą, bo jest to środek, który jedynie przesuwa jajeczkowanie. Działanie tabletki „dzień po” dostępnej od stycznia bez recepty polega na hamowaniu lub opóźnianiu owulacji, a nie na zapobieganiu zagnieżdżenia. Jak więc możliwe, że podręcznik, który został zaakceptowany przez MEN zawiera treści niezgodne z prawdą i dezinformujące czytelnika?
AG: To jest bardzo proste. Te książki wypuszcza do użytku grono ekspertów przy MEN, wśród których ogromna większość to osoby związane ze środowiskiem katolickim albo uczelniami wyższymi katolickimi, osoby o bardzo silnie zarysowanym konserwatywnym światopoglądzie sprzeciwiające się antykoncepcji. Wśród nich jest np. profesor Chazan oraz księża katoliccy: oceniający podręcznik do szkoły do przedmiotu, który nie jest religią. Zresztą profesor Lew-Starowicz recenzując kiedyś jeden z podręczników napisał, że to nie jest podręcznik do WDŻ, tylko do religii. Tak to, zezłościwszy się, skomentował.
N: Czy na rynku nie ma dobrych podręczników do WDŻ-u?
AG: Jakiś czas temu dostępny był dobry podręcznik, którego współautorem był pan Tomasz Garstka. Książka poszła na przemiał. Jeden z recenzentów, ksiądz katolicki napisał, że podręcznik promuje homoseksualizm i z tego powodu został wykreślony z listy podręczników. Tymczasem to był fragment, informujący o tym, że w innych krajach Europy Zachodniej dopuszczone są małżeństwa i związki partnerskie osób homoseksualnych, nie było tam mowy o zachęcaniu do tego, by zostać gejem lub lesbijką. To zostało uznane za przejaw deprawowania młodzieży, i powodem do tego, by wykreślić podręcznik z listy dopuszczonych do zajęć. Nie dziwię się autorom książek, że nie zgłaszają ich do MEN’u i nie próbują wydawać nowych podręczników, bo widzą, że to jest mur, którego nie da się przebić.
To, co się dzieje w tych podręcznik jest skandaliczne, niejednokrotnie już zwracaliśmy się do MEN-u w sprawie książki „Wędrując ku dorosłości”, której współautorką jest pani Król, że zawiera nieprawdziwe informacje, np. tą, że prezerwatywy są nieszczelne i nie chronią przed HIV. Prezerwatywy są testowane i są szczelne! Informacje podane w książce są niezgodne z wiedzą naukową.
Inny bardzo niepokojący przykład: opisana w książce historyjka gwałtu na dziewczynce, w której jest sugestia, że to ona sprowokowała chłopaka, bo miała dekolt i wyszła z nim do parku. Dla nas taki przekaz jest niedopuszczalny: to umacnianie kultury gwałtu i składanie winy za gwałt na kobiety. To jest skandaliczne.
N: Doświadczenia wielu krajów potwierdzają wyniki badań: edukacja seksualna nie przyspiesza inicjacji seksualnej, co więcej, często ją opóźnia i przyczynia się do zmniejszenia liczby zachowań ryzykownych (vide Cele edukacji seksualnej). Czy możesz opowiedzieć, jak w innych krajach Unii Europejskiej wygląda edukacja seksualna?
AG: Poziom edukacji seksualnej w szkołach jest w UE bardzo nierówny. Słynna ze złej opinii Wielka Brytania, w której jest tak dużo ciąż i aborcji nastolatek nie ma dobrej edukacji seksualnej. Jednak na Wielką Brytanię trzeba spojrzeć w kontekście całej kultury: tamtejszy system pomocy społecznej jest tak skonstruowany, że promuje wczesne i liczne macierzyństwo, ponadto istnieje bardzo silna kultura spożywania alkoholu przez młodych ludzi, co przekłada się na nieodpowiedzialne zachowania seksualne.
W Holandii, gdzie edukacja seksualna prowadzona jest od kilkudziesięciu lat, jest najniższy wskaźnik ciąż nieletnich, jeden z niższych wskaźników aborcji i najwyższy wskaźnik młodzieży, która podejmując się współżycia, stosuje antykoncepcję. Jak widać, otwarte mówienie o seksualności: działa: młodzież podejmuje życie seksualne świadomie. Jest mniej niechcianych ciąż, mniej aborcji, a przecież na tym nam zależy.
Bardzo ciekawie wygląda to również w Szwecji. Byłam na wizycie studyjnej w Sztokholmie, tamtejsze samorządy finansują centra dla młodzieży. Młodzież ze szkół przychodzi na warsztaty z edukacji seksualnej, na których może porozmawiać o wszystkim, ma dostęp do badań, konsultacji ginekologicznych i antykoncepcyjnych i ma to wszystko za darmo. A jeżeli ktoś boryka się z różnymi innymi problemami, niekoniecznie związanymi z seksualnością, ma zapewnioną darmową psychoterapię.
W Polsce nie ma żadnego systemu poradnictwa antykoncepcyjnego ani poradni młodzieżowych ginekologicznych, skupiających się na zdrowiu kobiet i dziewcząt, planowaniu rodziny. Kiedyś istniały tzw. poradnie „K”, teraz można iść sobie do ginekologa, najlepiej prywatnie, i to wszystko.
N: Organizacje sprzeciwiające się wprowadzeniu w Polsce standardów edukacji seksualnej WHO określają ją jako „wymyśloną przez pedofilów”, zachęcającą do nauki masturbacji w przedszkolach, promującą rozwiązłość seksualną w podstawówkach i gimnazjach i prowadzące do głębokich zaburzeń seksualności. Czytałam ten dokument („Standardy edukacji seksualnej w Europie”, dostępny jest TUTAJ) i zupełnie nie miałam takie wrażenia..
AG: Nikt nie chce uczyć dzieci masturbacji. Przedstawiona w dokumencie WHO matryca edukacji seksualnej pokazuje pewne etapu rozwoju psychoseksualnego dzieci i to, co dzieci powinny wiedzieć, że np. masturbacja jest naturalnym etapem rozwoju ale też czynnością prywatną i że nikt inny oprócz nich nie ma prawa im tego robić. Nie potrafię zrozumieć, jak można mieszać edukację seksualną z pedofilią, co próbują zarzucić nam środowiska konserwatywne. Celem edukacji seksualnej jest między innymi ochroną przed pedofilią. Nie da się tego zrobić, jeżeli dziecko nie ma świadomości, że jakaś czynność, akt pedofilski jest czynnością złą. Nie da się opowiedzieć o złym dotyku unikając tematu seksualności. Dokument przygotowany przez WHO podkreśla, jak ważne jest uczenie młodzieży asertywności seksualnej, stawiania granic, podmiotowości, odróżniania zalotów od napastowania. Uczy odpowiedzialności, podejmowania racjonalnych decyzji, szacunku dla siebie i innych.
N: Mnie najbardziej śmieszy, choć jest to raczej śmiech przez łzy: mylenie tematu seksualności z seksualizacją. Mówienie o edukacji seksualnej jako o seksualizacji dzieci jest nonsensem, przecież zajęcia te mają przeciwdziałać seksualizacji.
AG: Słowo seksualizacja zostało przez nas spopularyzowane wiele lat temu, można powiedzieć, że to my wprowadziliśmy je „do polskiego obiegu”, a zrobiliśmy to obserwując, m.in. na podstawie telefonów zaufania jak bardzo młodzież jest pod wpływem mediów i internetu: i z braku edukacji seksualnej seksualizuje się w ten sposób. Teraz „seksualizacja” została zawłaszczone przez konserwatystów…
→ artykuł Seksualność tak, seksualizacja nie: o podstawowej różnicy między tymi pojęciami
Razem z Anką Grzywacz należę do Koalicji „Mam Prawo do Antykoncepcji Awaryjnej”, której celem jest zapewnienie opinii publicznej dostępu do wiarygodnych informacji na temat legalnych metod antykoncepcji w oparciu o dowody naukowe oraz regulacje prawne obowiązujące w Polsce oraz Unii Europejskiej. Do udziału w Koalicji zostali zaproszeni przedstawiciele środowisk lekarskich: seksuolodzy i ginekolodzy, prawnicy, przedstawiciele organizacji pozarządowych działających na rzecz praw kobiet oraz edukatorzy seksualni.
*
W ramach odetchnięcia po lekturze wywiadu, zapraszam Was do obejrzenia filmu pod tytułem „Alfabet seksu”, który powstał w 1977 roku: to 8-minutowy dokument, pokazujący wiedzę ówczesnych dzieci o seksie.
Usłyszycie tam chłopca, na oko 6-letniego, który mądralińskim tonem tłumaczy rówieśnikom, że dzieci rodzą się… z gardła.
– Kładą mamę na stole operacyjnym, rozcinają mamie gardło, wiesz Małgosiu? Dziecko łapie się rączkami uchwytu i lekarze powoli wyjmują to dziecko mamusi z gardła.
Usłyszycie dziewczynkę, która opowiada, że dziecko bierze się stąd, że mężczyzna pociera swoimi hormonami o hormony kobiety.
Oraz chłopca, na oko 13-letniego, który opowiada:
– Zastanawiałem się, jak przebiega poród. Obejrzałem film, w którym klacz urodziła źrebię poprzez cięcie cesarskie. Poprosiłem mamę, żeby mi pokazała swoją bliznę. Jednak mama odmówiła mi pokazania, mówiąc że blizna już się zrosła. Byłem więc zdany na kolegę i na siebie oraz zdjęcia pornograficzne. Doszliśmy do wniosku, że rodzenie poprzez cesarskie cięcie należy do kobiet porządnych, a rodzenie przez pochwę do prostytutek.
Skąd dzieci i młodzież czerpią wiedzę o seksie?
Seksuolog występujący na końcu filmu przekonuje, że każde dziecko jest ciekawe tego, jak powstaje życie. Brak pytań nie oznacza braku ciekawości, lecz wstyd lub lęk przed dorosłym. W efekcie, głównym środowiskiem uświadamiającym dzieci staje się środowisko rówieśnicze, które czyni to w sposób nieprawidłowy, fałszywy i zwulgaryzowany.
W latach 70. dziecko pytało kolegę, ewentualnie zaglądało do świerszczyków. Dziś, 40 lat później, dziecko pyta Wujka Google, a ten prowadzi go do świata bardzo wynaturzonego, fałszującego prawdziwy obraz rzeczywistości, poniżający kobiety, wypaczający seks i obdzierający go z uczuć: do świata pornografii. Problem robi się coraz bardziej niepokojący: rośnie liczba dzieci oglądających strony pornograficzne i co gorsza: uzależnionych od nich. Więcej pisałam o tym w tekście: Dlaczego promowałam w sieci pornografię.
Młodzież szukając na własną rękę wiadomości dotyczących seksualności narażona jest na ryzyko trafienia na informacje nieprawdziwe, niewyważone, nierealistyczne, wulgarne, poniżające kobiety. Edukacja seksualna ma temu przeciwdziałać i korygować błędne informacje i wyobrażenia prezentowane w mediach i internecie.
Właściwie prowadzona edukacja seksualna stanowi najlepszą formę zabezpieczenia przed przemocą seksualną, molestowaniem, instrumentalizowaniem, wykorzystaniem i gwałtem.
Jestem za wprowadzeniem zajęć z edukacji seksualnej, która będzie odideologizowana i przedstawiana wyłącznie poprzez kryteria wiedzy naukowej opartej na zdobyczach seksuologii, psychologii, biologii, psychiatrii, pedagogiki i socjologii.
*
Zawsze, ilekroć mówię o zainteresowaniu dzieci, tym skąd się biorą dzieci, przypomina mi się rozkoszny dialog z audycji radiowej Trójki „Dzieci wiedzą lepiej”, w którym 4-letnia dziewczynka spytana o to, czy chce mieć w przyszłości dzieci, odpowiada:
– Nie, nie nadaję się na to.
– A co, jeżeli bocian ci przyniesie? – pyta ją rówieśnik, kolega z przedszkola.
– To będę wtedy miała ptaka.
🙂