— Jak poznali się twoi rodzice? — mąż przeczytał wylosowane pytanie.
— Nie wiem, byłem zbyt mały — odparł, a córki wybuchnęły śmiechem.
— A tak poważnie to pamiętasz jak MY się poznaliśmy? — spytałam męża. — Ja to doskonale pamiętam i opowiem wam, dziewczyny — zwróciłam się do córek. — Otóż znaliśmy się z tatą z widzenia, bo bywaliśmy czasem w tym samym muzycznym klubie. Rozmawialiśmy dosłownie dwa razy przez moment. Wasz tato zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Ja chyba na nim niespecjalnie, bo nie poprosił mnie o numer telefonu.
— Tato, jak mogłeś nie zwrócić uwagi na Nishkę?! — spytała dramatycznym tonem starsza córka: żartownisia.
— W związku z tym, że wasz tato siedział w mojej głowie, postanowiłam zrobić pierwszy krok i sama poprosić go o numer telefonu — kontynuowałam swoją opowieść. — Poszłam więc do tego klubu. Niestety nie spotkałam go tam. Następnego dnia również, jak i kolejnego i kolejnego. Nie było wtedy facebooka, nie mogłam więc znaleźć go w sieci, został mi tylko „real”! Zaczęłam więc wypytywać ludzi w tym klubie i pytać czy wiedzą jak mogę go znaleźć (znałam jego imię i „ksywę”). W końcu spotkałam mężczyznę, który wydawał mi się jego dobrym znajomym. Poprosiłam, żeby dał mi numer telefonu do domu waszego taty, tak tak: domu, bo wtedy nie było telefonów komórkowych. Musiałam bardzo naprosić się o ten numer: „To bardzo ważne, muszę mieć ten numer, proszę cię!” — krzyczałam pewnie.
— O rany… — westchnęła zażenowana 13-latka 🙂
— Zdobyłam w końcu ten numer, zatelefonowałam do niego i zaproponowałam spotkanie!
— Randkę? — zachichotała młodsza córka.
— Tak, tak: randkę.
Taka długa odpowiedź pod wpływem jednego krótkiego pytania wylosowanego z planszowej gry! Na „Pytaki” czekałam całe życie 🙂 Uwielbiam zadawać pytania, pytać co kto myśli, czuje, robił, planuje, jak coś ocenia, co mu się podoba, a co wprost przeciwnie: chciałby zmienić. Codziennie, od lat męczę najbliższą rodzinę dziesiątkami pytań, ci wymigują się z tego jak mogą, a teraz moje pytania zostały zalegalizowane! 😉
Pomysł na planszową grę jest wyjątkowo prosty, a jakże genialny. Na grę składa się 96 „pytaków”, czyli żetonów z pytaniami lub zadaniami (wymień, opisz, opowiedz itd).
Siadamy razem i po kolei losujemy pytania i po prostu odpowiadamy na nie, ot cała mechanika gry 🙂 Zwykle każda odpowiedź skłania do opowiedzenia kolejnej historii, opisania kontekstu, wytłumaczenia czegoś, dopowiedzenia.
Aż miło wypisać cele gry „Pytaki”:
♣ wzmacnianie więzi rodzinnych
♣ przyjemne spędzenie czasu
♣ poznanie się graczy: wbrew pozorom, często jest tak, że ludzie mieszkający ze sobą od lat pod jednym dachem, znają się słabo. Pod wpływem różnych pytań i odpowiedzi na jaw mogą wyjść różne sprawy, o których nie wiedzieliśmy, których nie domyślaliśmy się.
♣ kształtowanie postaw empatycznych
♣ rozwój samoświadomości emocjonalnej graczy – czemu służą tzw. karty uczuć i kostki uczuć (po wylosowaniu „uczucia” opowiada się kiedy ostatnio to czuliśmy, jak sobie radzimy gdy to czujemy itp).
♣ ćwiczenia komunikacji, np. słuchania, opowiadania: podczas gry nikogo nie popędzamy: każdy mówi, ile chce, nie używamy stoperów, nie odmierzaczy czasu. Każdy sam decyduje jak długa będzie odpowiedź.
Pierwszy raz o grze „Pytaki” usłyszałam na blogu Mamy Gadżety, który wszystkim rodzicom również gorąco polecam, Autorka zapoznaje Czytelników z masą ciekawych „gadżetów”, które uatrakcyjniają życie rodzinne.
Jakem Nishka Pytająca – grę Pytaki bardzo polecam! 🙂 Można ją zamówić tutaj.
Z tym większą śmiałością zadam Wam dziś pytania. Gracie z rodziną w planszówki? (o innych grach pisałam kiedyś w Zagramy w planszówkę? oraz Dialogi o planszówkach). Co sądzicie o pomyśle twórców gry „Pytaki”? Czy taka forma gry, czyli zabawa w zadawanie pytań podoba Wam się?
Do elementów gry należą także woreczek na żetony i Zapamiętnik, w którym można zapisywać np. deklaracje, pomysły, propozycje poszczególnych graczy. Ja, jak nietrudno było się domyślić, zapisałam w nim kilka rodzinnych dialogów.
*
— Powiedz każdemu uczestnikowi gry coś miłego — wyczytał wylosowane zadanie mąż.
— Tato, powiedz mamie, że ma fajny blog! — szepnęła „teatralnym szeptem” starsza córka, która uwielbia się nabijać z mojego blogowania.
(vide: Dialogi córek o mamy blogowaniu).
— Wymień kilka wspólnych cech, które mają wszyscy członkowie waszej rodziny — wyczytała starsza córka i zaczęła głośno wymieniać.
— Pierwsza cecha: mamy taki sam kolor włosów: ciemny blond. A nie, mama jest brunetką. Wszyscy mamy niebieskie oczy. A nie, mama nie. O, mam wspólną cechę! Jesteśmy szczupli i wysportowani, codziennie wykonujemy jakieś ćwiczenia gimnastyczne. Ups, oprócz mamy… Ok, znalazłam! Uczymy się w normalnych szkołach, pracujemy w normalnych siedzibach pracy! — wykrzyknęła radośnie. Po chwili spojrzała na mnie, zatrzymała wzrok na chwilę i westchnęła. — A niech to, znów nie trafiłam..