We Francji nie spotkasz w sklepie rozhisteryzowanych dzieci żądających:
– Ja chcę lizaka!!!
Młodzi stażem rodzice nie narzekają na niewyspanie, bo niemowlęta w nocy… śpią. Nie doświadczysz tam widoku rozwrzeszczanych kilkuletnich terrorystów.
Kiedy pisałam ostatni tekst, w którym podałam przykład Francji jako kraju, który prowadzi mądrą politykę prorodzinną (vide Jak Polska mogłaby mnie przekonać do urodzenia dziecka?), byłam jeszcze przed lekturą książki Pameli Druckerman: „W Paryżu dzieci nie nie grymaszą.” Przeczytałam ją dopiero dzisiaj i z ręką na sercu polecam: bierzcie i czytajcie!
We Francji nie tylko łatwo jest mieć dzieci, bo Państwo wspiera obywateli oferując im żłobki, dopłaty do niań i dodatki. We Francji łatwo jest mieć dzieci, bo tzw. „francuski” styl wychowania sprzyja zarówno maluchom jak i rodzicom. Nie ma tam mam sfrustrowanych, pełnych poczucia winy, rywalizujących ze sobą na matczyne „osiągi”. Nie ma tam dzieci grymaszących, histeryzujących i terroryzujących otoczenie.
Autorka książki, Amerykanka, która wyemigrowała do Francji, mama trojga, nie mogła wyjść z podziwu obserwując francuskie rodziny: grzecznie siedzące w restauracjach dzieci (co nie znaczy, że spacyfikowane, nie: po prostu nie grymaszące, cierpliwe, ciekawe świata i szanujące zasady). Postanowiła sprawie przyjrzeć się z bliska i z dziennikarską dociekliwością odkryła tajniki francuskiego wychowania.
Była tym bardziej zdziwiona, że jako Amerykanka zderzyła się z zupełnie innym stylem wychowania: tzw. dzieciokracją i dzieciocentryzmem: w USA wszystko kręci się wokół dziecka, zwłaszcza rodzic, który lubi nad nim krążyć niczym helikopter (pisałam o tym zjawisku w tekście Rodzic Helikopter: sprawdź, czy nim jesteś), w którym to dziecko narzuca rytm życia i dyktuje warunki.
Na pewno jeszcze nie raz nawiążę w swoich tekstach do tej książki, bo bardzo współodczuwam z Autorką i zresztą, co stwierdziłam z ulgą, mam wiele wspólnego z francuskimi mamami 🙂
Na przykład zawsze, już od pierwszych dni ich życia, mówiłam do swoich dzieci. Informowałam, co teraz zrobimy, gdzie pójdziemy, po co, dlaczego, kiedy i gdzie. Zadawałam niemowlęciu pytania i dziwiłam się, dlaczego mi nie odpowiada. 🙂
Francuzi też tak traktują swoje dzieci: jako świadomie jednostki, jako istoty, z którymi można się dogadać, nawet w kwestii przespania nocy 😉
Wydaje mi się, że w dużym stopniu z tzw. „francuskim stylem wychowania” korespondują trzy poniższe teksty, które napisałam w ostatnim roku:
♠ Czy rodzic powinien poświęcać się dziecku? Trzy powody, dla których nie warto tego robić.
♠ Jak poradzić sobie z niegrzecznym dzieckiem?
♠ Z dzieckiem zmienia się wszystko i nic się nie zmienia
To jednak w żadnym stopniu nie wyczerpuje zagadnień, które opisuje Autorka w swojej książce, nie zdradzam opisanych przez nią sposobów i rad, bo to byłoby nie fair. Po prostu przeczytajcie ją: naprawdę warto. Napisana lekkim językiem, pełna błyskotliwych spostrzeżeń i humoru. Pozwolę sobie zacytować fragment:
„Francuska psycholożka napisała, że kiedy dziecko ma caprise (czyli kaprys), matka powinna zachować absolutny spokój i łagodnie mu wytłumaczyć, że tego dnia nie planowali kupowania zabawki. Potem może spróbować odwrócić uwagę dziecka, na przykład opowiadając historię ze swojego życia. „Historie o rodzicach są dla dzieci zawsze interesujące.” – pisała. Kiedy to przeczytałam, zaczęłam w każdej sytuacji kryzysowej krzyczeć do mojego męża Simona:
– Opowiedz historię ze swojego życia!!”
🙂