Wczorajszy tekst Czy możemy żądać od dzieci wdzięczności za nasze poświęcenie? wywołał gorącą dyskusję. Tych którzy to przeoczyli, zapraszam do lektury. Dziś spróbuję, zresztą zainspirowana Waszymi komentarzami, spojrzeć na to z innej strony: sensu poświęcania się dziecku.

Umówmy się, że na tym zdjęciu, stojąc na plaży tyłem do morza, zastanawiam się nad pytaniem zawartym w tytule tego tekstu 😉

Otóż uważam, że rodzice poświęcający się dzieciom krzywdzą tym nie tylko siebie, ale i dzieci.

Jakiś czas temu byłam z córką w galerii handlowej, w której kupowałyśmy ubrania potrzebne jej na szkolny obóz sportowy. Nagle córka zorientowała się, że zgubiła reklamówkę z zakupionymi ubraniami. Szybko pobiegła więc do sklepu, w którym ostatnio przymierzała ubrania i jak pamięta, miała jeszcze wtedy przy sobie tamtą reklamówkę. Ekspedientki zaprzeczyły: nic nie znalazły.
Po wyjściu z tego sklepu moja 13-letnia córka wpadła w szloch. Mimo, że na początku sama byłam wściekła, bo 200 zł piechotą nie chodzi, to widząc jak bardzo to przeżywa, zaczęłam ją pocieszać:
— Uspokój się, to tylko ubrania, nie ma co nad nimi płakać.
— Ale mi jest tak przykro!
— Proszę cię, nie rozpaczaj tak, to tylko rzeczy, zupełnie niewarte twoich łez!
Mamo, ale ja nie płaczę nad rzeczami, ja płaczę nad ludźmi

Podczas urlopowego obiadu pod gruszą rozmawialiśmy o filmach Wojciecha Smarzowskiego („Dom zły”, „Drogówka”) i ktoś powiedział, że nie lubi jego filmów, bo czuje po nich smutek, który nie jest mu do niczego potrzebny. Zaczęłam się nad tym zastanawiać i doszłam do wniosku, że mnie smutek jest potrzebny. Po filmach Smarzowskiego chodzę przez kilka godzin jak walnięta łomem i trudno mi się przez jakiś czas wydobyć z tej mrocznej krainy, ale dla mnie jest to doświadczenie katharsis.

Lubię obserwować nieznajomych. Lubię zgadywać, jakie jest ich życie. Jadąc w pociągu czy stojąc w długiej kolejce, poluję na kogoś i opowiadam sobie w myślach jego historię. Jakież jest moje zdziwienie, gdy bohater nagle odbiera telefon i zaczyna mówić! To ona jest nieśmiała i niepewna siebie? To on ma żonę, do której tak czule się zwraca?  Jak to możliwe, przecież…

A czasami po prostu ludzi podsłuchuję słucham (skoro tak głośno mówią!). Tak było wczoraj w restauracji.