Rodzic Helikopter. Sprawdź, czy nim jesteś!

helikopterowi rodzicePojęcie „helikopterowych rodziców” nie zdobyło jeszcze w Polsce tak dużej popularności jak w USA (helicopter parents), co nie znaczy, że to zjawisko u nas nie istnieje. Istnieje i ma się niestety całkiem dobrze!

Helikopterowymi rodzicami określa się osoby, które przywiązują nadmierną wagę do spraw swoich dzieci: nieustannie czuwają nad nimi, krążą nad ich głowami niczym helikoptery i patrolują każdy punkt ich rozwoju.

Oto przykłady, w których takie „helikopterstwo” może objawiać się.

Szkoła

Rodzic helikopter jest na bieżąco z programem szkolnym swojego dziecka. Wie dokładnie, jaka praca domowa jest zadana, kiedy klasówka, poprawka, jakie były pytania na teście. Orientuje się w ocenach ze wszystkich przedmiotów. Często krąży po szkole i rozmawia z nauczycielami, konsultuje, zgłasza uwagi, sugestie, dyskutuje o ocenie, którą otrzymało jego dziecko. Pomaga córce lub synowi w przygotowywaniu prac plastycznych, angażuje się, przeżywa.

helikopterowi rodzice Fot.  Flickr

Transport

Rodzic helikopter codziennie podwozi dziecko do szkoły i we wszystkie inne miejsca, w których dziecko powinno się znaleźć.  Owszem, pamięta, że sam jako 11-latek poruszał się już o własnych siłach i do szkoły chodził bez pomocy rodziców, ale teraz są przecież inne czasy. Tyle niebezpieczeństw, morderców, złodziejów, pedofili. Lepiej chuchać na zimne.

— Pójdę do Krzysia.
— Czekaj, zawiozę cię.
— Ale tato, to tylko dwa przystanki autobusowe.
— Oj tam wsiadaj, synu, dwie minutki i będziemy. O której przyjechać po ciebie z powrotem?

Jedzenie

— Halo?
— Wyjdź pod szkołę, przywiozłam ci kanapki, zapomniałeś ze stołu.
— Mamo, daj spokój, za moment rozpoczynają się lekcje!
— Nie będziesz cały dzień chodził głodny, chodź, stoję pod drzwiami. A czekaj, zimno, wejdę sama. Stoisz obok koleżanek z klasy, prawda? Już cię widzę, syneczku!

helikopterowi rodziceFot.Brittany White

Ubrania

Rodzic helikopter krąży nad dzieckiem ze sweterkiem, szaliczkiem, czapką: która w zależności od pory roku, ma chronić jego głowę: albo od słońca albo od wiatru albo od mrozu. Kiedyś byłam świadkiem jak mama goniła szkolną wycieczkę niosąc 11-latkowi szalik, bo go zapomniał. Mina kolegów i koleżanek z klasy: bezcenna.

Fot.Cabridge Nanny

Plac zabaw

To się zaczyna już od piaskownicy. Ciągle asekurujesz dziecko przy absolutnie każdym sprzęcie? Czy wtrącasz się w konflikty zabawkowe, w których uczestniczy Twoje dziecko? Interweniujesz? Pomińmy sytuacje, w których pojawia się przemoc i np. głowa Twojego malucha jest uderzana łopatką innego – wtedy wiadomo, że trudno siedzieć cicho. Mam na myśli różnego rodzaju konflikty, sprzeczki itp. Czasami warto dać dzieciom wolną rękę, a nie krążyć nad nimi jak helikopter. Niech sobie radzą, bez mamusi lub tatusia!

Twoje lekcje – twoja sprawa, czyli nauka odpowiedzialności za swoje życie

Nie odrabiałam z dziećmi lekcji.  Jedyne, co jestem skłonna zrobić, to sprawdzenie wypracowania pod kątem błędów ortograficznych i stylistycznych, pomoc w nauce wiersza i ocena jego recytacji. Mogę służyć pomocą, ale oznacza to wyłącznie nakierowanie dziecka na tor myślenia, a nie wykonywanie za niego szkolnych zadań. Córki od początku, od kiedy rozpoczęły karierę edukacyjną, otrzymywały ode mnie komunikaty, że ich lekcje to ich sprawa. Wiedziały, że muszą je odrobić, że muszą przeczytać lekturę, nie mogą robić żadnych zaległości. Ale mają dbać o to same. Nigdy nie robiłam z nimi szkolnych prac plastycznych, nie rozwiązywałam zadań, nie pakowałam im plecaków ani nie sprawdzałam, czy wszystko spakowały. Więcej pisałam o tym w tekście: Nie odrabiam z dziećmi lekcji.

– Zapomnisz o czymś? Dostaniesz uwagę lub jedynkę i zapamiętasz.

Natomiast miewam helikopterową skłonność w kwestii ubrań: niepokoję się, czy nie są za zimno lub za ciepło ubrane, przypominam im o czapkach, szalikach, dopytuję, czy mają zakryte nerki itd. Bywam do tego stopnia natrętna i męcząca że męczę też samą siebie! Walczę z tym, pracuję nad sobą i na pewno zrobiłam duży postęp w porównaniu do tego, jaka byłam kilka lat temu. Ale do ideału mi jeszcze brakuje. 🙂

Na moje oko, cała filozofia polega na tym, że jeżeli rodzic przestanie troszczyć się o to, czy dziecku jest np. zimno, to dziecko samo się o to zatroszczy. Dziecko nie chce teraz jeść? Zje, jak zgłodnieje.

Jak jest Cię dużo, wszędzie i zawsze to nie znaczy, że naprawdę jesteś

Do eksplozji zjawiska „helikopterostwa” w dużym stopniu przyczyniły się telefony komórkowe. Jak nie mogę krążyć nad dzieckiem ciałem, to będę wibrować głosem. Rodzic ma złudzenie, że wydzwaniając do dziecka, zadając mu mnóstwo pytań, ma z nim kontakt, jest na bieżąco. Niestety nie jest to najwłaściwszy rodzaj obecności. Hiperobecność fizyczna wiąże się często  z deficytem psychicznym. Nie krążmy wciąż nad swoimi dziećmi, czasem po prostu przy nich zaparkujmy. 🙂

Komentarze: